Zima 1456
Pedro spiął wszystkie mięśnie i skupił całą swoją moc na spadającym filarze. Zdołał go zatrzymać kilka metrów nad ziemią, pozostawiając biesiadnikom otwartą drogę ucieczki.– Idźcie! Już! – wykrzyknął do tłumu.
Nie trzeba było im dwa razy powtarzać; wszyscy ruszyli ku korytarzowi prowadzącemu do wyjścia z zamku. Pedro ze skupieniem szukał wśród nich Carlosa. Nie wypatrzył jednak nawet skrawka jego turkusowego płaszcza.
W oczy Pedra rzuciła się za to matka z dziećmi; uciekała ze swoimi pociechami na rękach. Kto wie ilu niewinnych ludzi zginie tej katastrofie. Tyle zrobić dla zemsty. Wrogowie wuja Andre'go żyli przeszłością. Zginęli za tę przeszłość. A wuj... za co zginął wuj? Dał się zwabić w pułapkę, ot jego historia. I prawie zabrał Pedra i Carlosa ze sobą.
Pod magiem ugięły się kolana. Zmuszony był wypuścić filar z uścisku czaru. Kamienny blok uderzył o ziemię krusząc pod sobą płytki, którymi wyłożono podłogę. Pedro ciężko dysząc oparł się jednym kolanem o ziemię. Wiedział, że nie może pozostać w tej pozycji tak długo, jak by sobie tego życzył. Obok niego zaczęły lądować coraz to większe odłamki murowanego sklepienia.
Pedro rozejrzał się po rozpadającej komnacie. Popatrzył po ciałach już zabitych przez gruz biesiadników. Nie było wśród nich Carlosa, ale to nie oznaczało że był bezpieczny. Może uciekł z pozostałymi, a może został gdzieś uwięziony przez zgliszcza. Pedro musiał osobiście sprawdzić pozostałe komnaty zamku, póki ten jeszcze stał.
Mag ruszył biegiem przez głęboko popękaną posadzkę, unikając spadających zewsząd kamiennych bloków. Jeden musiał schwycić magiczną energią, by ten nie zmiażdżył mu czaszki.
Kiedy dotarł do drugiego wyjścia z komnaty, które prowadziło wgłąb zamku, usłyszał głos:
– Pedro! Synku!
Adresat wołania odwrócił się. Ujrzał leżącego na ziemi wuja Andre'go.
– Wuju! – zawołał Pedro, podbiegając do niego. Nogi i część torsu nieszczęśnika przygniatały kawały gruzu. Mag przyłożył dłonie do pierwszego kamiennego bloku. Coś co jeszcze niedawno było elementem murowanej ściany, zaczęło się pokrywać głębokimi pęknięciami.
– Zostaw to. Nie dam rady... – Wuj zakasłał. – Nie dam rady już uciec.
– Tego nie wiemy – odparł sucho Pedro.
– Nie dam rady wstać. Udało im się. Zginę tutaj.
– Wuju! – warknął Pedro. – Rozpraszasz mnie!
Andre złapał nogę swojego przybranego bratanka. Pedro nie zdołał utrzymać skupienia. Magiczna energia ulotniła się; kamień przestał pękać.
– Co ty wyprawiasz? Oszalałeś?
– Weź to – Andre wyciągnął w stronę maga jakiś podziurawiony kawałek papieru.
Pedro wykonał polecenie. Zaraz po tym obok niego wylądował kolejny kawał gruzu.
– Co to jest, wuju?
Nie otrzymał odpowiedzi. Andre zamknął oczy i już ich nie otworzył.
Z góry zaczynały spadać coraz większe elementy ścian i sklepienia. Pedro nie miał już lepszych opcji działania. Nie zdoła uwolnić wuja, zanim ich obu przykryją zgliszcza. Jeśli chciał przeżyć i odnaleźć Carlosa nie mógł tu dłużej zostać.
Nie w epicentrum zastawionej pułapki.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz