Jesień 1457
Diego wziął do ręki czekający na niego kubek czystej wody. Pociągając łyk, rzucił okiem na swój plan dzisiejszego dnia. Wczoraj osobiście dopisał punkt „zakupić ŻELAZNE groty”. Ostatnio na występach dopisywała hojna publika; Diego odłożył nieco grosza, a że nie miał w planach większych wydatków, postanowił wydać część na lepsze materiały do strzał. Ile można użerać się z nierównymi, kamiennymi grotami? Choćby miał w dłoniach precyzję elfa, nie dałby rady wykuć ich tak idealnie, jak idealne jest odlane żelazo.Diego przejrzał się w wielkim lustrze ustawionym w rogu pokoju. Poprawił koszulkę, czapkę i związał ciaśniej swój potargany kucyk. Może powinien kupić sobie też nowy grzebień...
Mężczyzna zszedł, a właściwie zjechał po drabinie z powrotem na dół i ruszył dobrze znaną sobie drogą w kierunku Rivot. A przynajmniej taki miał z początku plan.
W pewnym momencie trasę Diego przecięła łania. Mężczyzna w ostatnim momencie cofnął się, by uniknąć stratowania. Zwierzę nawet nie zwróciło uwagi na człowieka; było w pełni skupione na swojej własnej ścieżce, która tylko przypadkiem krzyżowała się z drogą kuglarza. Łania zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Diego zignorowałby to spotkanie, gdyby nie fakt, że chwilę potem spośród drzew wyskoczył koszmar. Potwór nie był olbrzymem; tak właściwie wielkością przypominał dzika. Diego jednak pamiętał, czego go uczono; koszmary są straszliwie wytrzymałe, nawet tak mały osobnik może sprawić problem początkującemu łowcy. Tak więc, zamiast atakować, mężczyzna wycofał się jeszcze bardziej. Dzikopodobny koszmar, na szczęście Diego, po chwili wskoczył z powrotem w zarośla; podążając tropem łani. Być może w ogóle nie zauważył kuglarza.
Diego stał chwilę w tym samym miejscu, kontemplując co powinien zrobić. Oba stworzenia biegły mniej-więcej w kierunku miasta. Raczej nie opuszczą lasu, ale jeśli mężczyzna zdecyduje się iść dalej tą konkretną drogą, naraża się na ponowne spotkanie z nimi. Kto wie, może do tego czasu koszmar już dorwie i pożre łanię. Wtedy już raczej nie wyminie Diego z taką samą obojętnością.
„No dobrze, więc idziemy dzisiaj inną trasą” – pomyślał kuglarz. Obrócił się na pięcie i, upewniwszy się, że nic go nie śledzi, ruszył w przeciwną stronę. Jeśli ruszy teraz na zachód, powinien trafić na inną ścieżkę prowadzącą do Rivot. Mężczyzna zdjął z ramienia łuk. Na wszelki wypadek.
Diego szedł przez las trzymając strzałę na cięciwie; wprawdzie nienaciągniętej, ale jednak. Opuścił łuk dopiero, jak zobaczył zarys pierwszej chaty. Chwila... to nie była chata. Prostokątny obiekt był zdecydowanie za mały, by można było go nazwać chatą. Diego rozejrzał się. Chyba pomylił kierunki... znowu.
Uzbrojony w łuk mężczyzna zbliżył się do znaleziska na skraju lasu. Był to... wóz kupiecki. Dziwne... Dlaczego jego właściciel postanowił zatrzymać się właśnie tu? Diego pomyślał, że może to i dobrze, że zamiast do miasta trafił tutaj. Może ten handlarz będzie miał akurat to, co było mu potrzebne. Diego poprawił maskę, odwiesił łuk na ramię i zastukał do drzwi wozu. Na pewno nie zaszkodzi zapytać.
Rozległ się szczęk zamka, a zaraz po nim skrzypnięcie zawiasów. Diego ujrzał przed sobą bladego, dobrze zbudowanego mężczyznę o długich, czarnych włosach. Nieznajomy zmierzył kuglarza wzrokiem od stóp do głów, a na jego twarzy pojawił się dość nieprzyjazny wyraz.
– Czego tu szukasz? – rzucił.
– Dzień dobry – przywitał się Diego. Przyozdobił twarz ciepłym uśmiechem, ale znów zapomniał, że nikt tego nie dostrzeże.
– Zadałem ci pytanie.
– Interesują mnie twoje towary – mruknął uprzejmie kuglarz.
– Dlatego zasłaniasz całą twarz, jak bandyta, albo jakaś dzikuska?
<Avrion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz