Zima 1456
Po posiłku, cała trójka została już w środku. Diego nie dokończył porcji, którą zostawili mu rodzice dzieci. W sosie pływały drobinki, które mogły okazać się orzechami; mężczyzna wolał nie ryzykować.Kuglarz-łowca kazał dzieciom usiąść przy kominku. Te okazały wówczas nie lada entuzjazm; zrozumiały, że to oznaczało długo wyczekiwaną kontynuację bajki. Diego pomyślał, że mógłby dać dzieciakom nieco prażonej kukurydzy, żeby miały co pojeść podczas pokazu cieni. Niestety, nie wiedział, gdzie i czy można było coś takiego nabyć. Może był to kolejny produkt trudno dostępny, jak kawa... Czemu Diego kojarzył to wszystko jako rzeczy powszednie?
Kuglarz potrząsnął głową, żeby odegnać od siebie te myśli. Teraz ważniejsza była opowieść, którą przygotował dla dzieci. Wyjął na chwilę z kieszeni kartkę, na której miał swego rodzaju ściągawkę. Przypomniał sobie szybko najważniejsze punkty, do których się odniesie. Po tym, strzelił palcami i rozciągnął ich ścięgna w przygotowaniu do pokazywania kolejnych cieni na ścianie. Zaczął od smoka.
Przytoczył ponownie fakt, że z gadem można było się porozumieć, na wypadek, gdyby dzieci nie pamiętały tego istotnego szczegółu. Smok, okazało się, był regularnie okradany. Jemu podbierano jego skarby i zapasy. Razem z rycerzem podjęli się śledztwa, by odnaleźć osobę odpowiedzialną.
– Jak myślicie, kto był naprawdę winny? – zapytał Diego.
– Czarownice? – przestraszyła się Lucy.
– Inne smoki? – zgadywał Rick.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz