Zima 1456
Drobny-dwunogi poprawił koc, by ten czasem nie spadł z jego ramion i torsu. Po tym, złapał poprawnie ten mały instrument. To jest, słowo „mały” pasowało tylko patrząc z perspektywy człowieka; dla Tinga był on prawie w sam raz.Drobny-dwunogi szarpnął pierwszą strunę, żeby sprawdzić, jak brzmi. Wtedy po izbie rozniósł się nieprzyjemny, metaliczny skowyt. Diego otworzył szeroko oczy ze zgrozą.
– To... nie było specjalnie, Zamaskowany – powiedział Ting, spoglądając na strunę, która bezprawnie zmieniła swoje ułożenie i kołysała się teraz w powietrzu, zwinięta jak muszla ślimaka.
– Domyśliłem się... – powiedział kuglarz-łowca. – Domyśliłem się – powtórzył, wzdychając ciężko.
Ting zwrócił oczy ku swoim niszczycielskim pazurom. Najpierw karty, teraz to. Na jakimś etapie przestał być dostatecznie ostrożny...
Drobny-dwunogi wyciągnął uszkodzony instrument w stronę Diego.
– Lepiej ty to trzymaj...
Mężczyzna bez słowa przejął od niego swój skarb. Każda wskazówka co do przeszłości kuglarza była skarbem. Coś go uwierało w środku, jak widział jeden z ważniejszych elementów tej układanki naruszony. Coś ściskało w piersi, drapało w gardle. Uczucie było zbyt podobne do tego, co czuł, kiedy złamał włócznię.
Diego spojrzał na kawałek kartki, który wciąż trzymał w drugiej dłoni. Ponownie, szukał na niej podpowiedzi, wskazówki, czegokolwiek; jakiegoś punktu, który powie mu, co powinien zrobić. Jednak, nie znalazł tam nic, poza „porąbać drewno”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz