Jesień 1456
Avrion stał z zapartym tchem, kiedy obok jego ucha świsnęła strzała.
– Co, naprawdę myślałeś że będę chciał w ciebie celować? Nawet cię nie znam... – powiedział chłodno futrzak. Kiedy zaczął się zbliżać, mężczyzna się odsunął na bezpieczną odległość dwóch metrów.
– Boisz się? – zapytał wilkowaty, obracając w dłoni... a raczej łapie strzałę, na końcu której zwisała zakrwawiona wiewiórka.
– Wyglądasz na nieobliczalnego.
– Nie mniej niż ty.
Avrion zmrużył oczy. Nie podobało mu się to stworzenie.
– Szukasz jedzenia, tak? Jesteś tylko wędrowcem? – wypytywał mężczyzna.
Futrzak spojrzał na niego z uniesioną brwią.
– Tak bardzo chcesz się mnie stąd pozbyć? Jesteś poszukiwaczem skarbów?
Avrion przez dobry moment nie wiedział co powiedzieć. Po dłużej chwili milczenia zmrużył jednak groźnie oczy, zaś jego kolejne słowa były na granicy warkotu i zwykłej mowy:
– To miejsce to nie moja własność, lecz wspólne mienie łowców potworów. Obce osoby, które tego nie uszanują, powinny je jak najszybciej opuścić.
<Feri? Sorki, Avrion jest strasznie spięty i wygaduje co tylko mu ślina na język przyniesie xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz