Wiosna 1457
Diego rozmyślał naprawdę intensywnie. Nie pozwolił, by ta myśl odpłynęła; naprawdę zależało mu na podjęciu decyzji. Chciał wiedzieć, czy kolejnego dnia ma iść do domu krukowatego maga, czy też zostawić całą sytuację (nowo budowanej) przeszłości i zająć się występami.Zająć się występami? Przecież mało kto przychodzi je oglądać. Jest za wcześnie na wznowienie występów. Jest zbyt zimno. Nie mówiąc o tym, że dotknął go swego rodzaju kryzys twórczy. Brakowało nowych pomysłów.
Diego spojrzał na swoje orientacyjne rozpiski zadań na kolejne dni. W każdej dobie uwzględnił występ, ale zrobił to zanim przekonał się o stanie faktycznym - niskiej frekwencji i własnym braku inspiracji. Może nie jest za późno, żeby zmienić te plany. Może jest to odpowiedni moment, żeby zamiast „występ” zapisać „staż”. Przynajmniej dopóki mag nie otrzyma swoich okularów; sam mówił, że nie zajmie to długo. Możliwe, że do czasu końca stażu wróci dobra pogoda, promienie słońca i... inspiracja.
Diego zerwał się z miejsca.
A co jeśli właśnie w tych księgach znajdzie natchnienie na nowe sztuczki i nowe historie?
Diego uśmiechnął się sam do siebie. Pomoc innym bywa opłacalna. Na pewno wynikną z tego same dobre rzeczy.
***
Kuglarz-łowca zastukał do drzwi, pod które dotarł wczoraj. Zdziwił go fakt, że tym razem nie odemknęły się, zanim zdążył zapukać. Nastąpiło to dopiero po fakcie.
Diego uznał otwarte drzwi za zaproszenie, więc śmiało przekroczył próg. Tak samo, jak poprzedniego dnia, ujrzał zapalone latarnie i wiele, wiele książek. Od wejścia dostrzegł jednak ubytki na regałach. Jego uszu dobiegły też głosy; rozpoznał tylko jeden z nich.
– Powtórz, nic nie zrozumiałem – poprosił stary mag.
– „Należyzacząćodrozdrobnienialiściby..." – wymamrotał drugi osobnik - humanoidalna wiewiórka, trzymając w łapach jakieś grube wydanie.
– Wolniej, wolniej – Krukowaty złapał się za swoją ptasią głowę.
– Przecież to było wolno – rzucił niedbale gryzoń.
– Nie, tak nie możemy pracować. Przykro mi, ale nie nadasz się na...
– Ugh – warknął wiewiór. – Nie wiesz pan co pan tracisz. Byłbym doskonałym uczniem!
– Ale nie moim – odparł stary mag. – Do widzenia.
– Ugh – powtórzył gryzoń, po czym bez pożegnania wypadł teatralnie z kamienicy.
Diego odprowadził go wzrokiem. Stary mag westchnął ciężko. Podpierając się swoją laską, podszedł do kominka i opadł na krzesło. Kuglarz-łowca podszedł bliżej, by poinformować niedowidzącego kruka o swojej obecności.
– To ty, młodzieńcze?
– Tak, wróciłem – powiedział Diego. – Jeśli posada jest jeszcze wolna...
– Uff, jest, jest – powiedział stary mag. – Było dzisiaj u mnie dwóch kandydatów, tego ostatniego widziałeś. Cóż za arogancja! Dobrze, że go nie przyjąłem.
Diego pokiwał głową.
– Gdybyś zobaczył tę drugą, mój drogi! Co z tego, że jest pełnokrwistym magiem, jak ledwo potrafi czytać!
– Nie wiem, czy to nie jest problem, ale ja magiem nie jestem w ogóle – wtrącił Diego. Uznał, że nie będzie lepszej okazji do tej uwagi.
– Ależ to nie problem. Podstawa to cierpliwość, dyscyplina... no i umiejętność wolnego czytania.
– Mam pewne doświadczenie w czytaniu bajek dzieciom – pochwalił się Diego.
– O, będzie jak znalazł. Weź pod uwagę, że jestem już przygłuchy.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz