– Hej, Ting. Nie zgadniesz... – zaczął.
Jego kolega jednak nie wyglądał, jakby słuchał. Zamiast tego oglądał z bliska produkty stojące pod ladą. Diego rozejrzał się za właścicielem sklepu. Nie było go nigdzie widać; jedynie dało się słyszeć jakieś zamieszanie na zapleczu.
Nagle Ting wcisnął sobie coś pod płaszcz. Potem tak samo ukrył kolejną rzecz. I następną.
– Wychodzimy – oznajmił i pośpiesznie ruszył w stronę drzwi. Diego jednak przydeptał mu ogon. – Hej!
– Co ty robisz? – zapytał twardo Diego. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jednocześnie był sam sobą zaskoczony, że tym razem jego refleks zadziałał tak szybko.
– Powiedziałem, wychodzimy. Szybko, zanim nas...
– Tak się nie będziemy bawić. Odkładaj to, natychmiast – powiedział z naciskiem mężczyzna.
– Zostaw mój ogon! – krzyknął szeptem Ting.
Diego znów podniósł Drobnego-dwunogiego. Pomyślał, że jego przyjaciel zachowuje się jeszcze bardziej, jak dziecko niż prawdziwe, ludzkie dzieci, z którymi się wcześniej bawił.
– Przestań mnie tak tarmosić! To uwłacza mi jako...
– Co się tu dzieje? – odezwał się nagle nowy głos. Był to właściciel sklepu.
– O, dobrze, że pan jest – Diego wyrwał z łap Tinga jeden z produktów. To samo zrobił z kolejnymi przedmiotami. Ustawił je wszystkie na ladzie – Chcielibyśmy to kupić.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz