– Ej, co ty robisz? – rzucił Ting. Jego złość nagle zastąpiło zdezorientowanie.
– Zabieram cię stąd, zanim narobisz bałaganu – odparł spokojnie mężczyzna.
Drobny-dwunogi popatrzył dookoła, jakby sprawdzał, jak wysoko jest nad ziemią, po czym westchnął i już nie protestował. Wtem to w Diego uderzyła śnieżka. Strzał był wymierzony idealnie w głowę. Mężczyzna aż upuścił swojego kumpla.
– Uważaj! – warknął Ting, chociaż bez szwanku wylądował na czterech łapach.
Diego spojrzał w kierunku, z którego nadleciał pocisk. Stało tam dwoje małych dzieci; zapewne brat i siostra. Po minie starszego chłopca widać było, że to on rzucił śniegową kulą.
– Masz śmieszną maskę.
– Dziękuję – Diego ukłonił się, trzymając daszek swojej czapki.
Rodzice dziecka odetchnęli z ulgą, że mężczyzna nie był zły. Matka podeszła do swojego synka, żeby go sztorcować. Zapewne nie tylko ona uważał, że nie wypada rzucać śniegiem w przypadkowych przechodniów, nieważne jak „śmiesznie” wyglądają. Jednak ktoś nie podzielał zdania mamy; Diego dostał kolejną śnieżką.
– Atak! – krzyknęła siostrzyczka. Widać brała przykład z brata.
– A więc bitwa! – powiedział Diego, żeby dać otoczeniu do zrozumienia, że nadal się nie gniewa; wręcz przeciwnie, chętnie dołączy do zabawy.
Ting popukał się palcem w czoło. Natomiast Diego nachylił się, by nabrać w ręce śniegu. Zaczął formować z niego idealną kulkę. Jednak zajęło mu to zbyt długo, bo zanim skończył, trafiła go jeszcze jedna śnieżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz