Zima 1456
– W co mogę celować? – spytał Diego.
– Hm... Jak mama nie patrzy, to celuję w ptaki.
Mężczyzna opuścił procę.
– Tak nie wolno.
– Gadasz jak mama – Rick założył ręce.
– Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego twoja mama tak mówi? – Diego kucnął, żeby mieć wzrok na wysokości wzroku chłopca. Rick popatrzył na kuglarza, a potem na siedzące na gałęzi ptaki. Pokręcił głową.
– To są też czujące stworzenia. Nie robią nam krzywdy i nie zjadamy ich, więc nie powinniśmy sprawiać im bólu dla zabawy.
– Ptaki też boli..? – mruknął chłopiec.
– Każdego boli.
– Nie wiedziałem – odparł Rick.
Diego westchnął i poklepał go po ramieniu. Oddał procę na znak, że ufa, iż nie będzie się już tak zachowywał.
– Chłopaki, chodźcie! – zawołała nagle Lucy.
Rick pierwszy podbiegł do siostrzyczki. Dziewczynka stała obok kuli ze śniegu; zdecydowanie zbyt dużej, żeby można było nią rzucić na znaczną odległość. Diego chwilę wpatrywał się w to w konsternacji.
– Mamy głowę! – oznajmiła z radością Lucy.
– Idealna – podsumował Rick, obchodząc dzieło siostry. – Jeszcze brzuch i nogi.
– Czyje? – spytał Diego.
Dzieci popatrzyły na swojego opiekuna, potem na siebie.
– No... bałwana – odważył się wreszcie powiedzieć chłopiec. – Nie lepiłeś nigdy bałwana?
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz