– Rick – chrząknął ojciec. – Dokończy następnym razem. Jutro też przyjdzie.
– Naprawdę?
– Jeśli oczywiście się zgodzi – mężczyzna spojrzał na Diego pytająco.
Diego pokiwał głową. Rick niechętnie puścił kuglarza.
– Obiecujesz, że przyjdziesz?
– Obiecuję – Diego potargał chłopca po głowie.
– Jutro możecie pobawić się na zewnątrz – dodał ojciec. – Będzie jeszcze widno.
– Ulepimy bałwana! – ucieszyła się Lucy, która obecnie siedziała na rękach mamy.
– Pewnie... – Diego wyszczerzył zęby, chociaż i tak nikt tego nie widział.
Bałwana? Co to jest Bałwana? Po zachowaniu dzieci i ich rodziców Diego wywnioskował, że to coś normalnego i tradycyjnego, więc nie chciał powiedzieć, że nie pamięta jak takie coś wygląda. Wycofał się do drzwi i po krótkim pożegnaniu wyszedł na zewnątrz. Tam przypomniał sobie, że zapomniał kurtki.
– Zarabiam prawie więcej niż za przeciętny występ – Diego spojrzał na niego znad zapisanej kartki.
– To znaczy, że ci tak dużo płacą czy że spektatorzy płacą tak mało?
– Nie wiem w sumie. Nigdy nie zarabiałem na inne sposoby, nie mam porównania. Albo po prostu nie pamiętam, jak zarabiałem.
– Coś ciekawego sobie przypomniałeś ostatnio? – zapytał Ting.
– Nie... Chyba, że... – Pomyślał o Claytonie i tym dziwnym uczuciu, że zaraz zostaną uwiecznieni. Nie wiedział, czy chce to liczyć, jako moment „odzyskania wspomnienia”.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz