– Ting...
– Co chcesz?
– Mógłbyś mi pomóc? – zapytał Diego, przyozdabiając twarz uśmiechem. Oczywiście tego uśmiechu świat dookoła nie widział, bo osoba uśmiechająca się wiecznie nosiła maskę.
– Ja już niosę słoiki – odparł Ting, poprawiając plecak. – I... inne rzeczy.
– A potrzymasz jeden plik przez chwilę? – kontynuował mężczyzna.
– Ta, a ta chwila będzie trwać, aż dojdziemy do twojego domu. Nie ma głupich, Zamaskowany.
– Warto było spróbować – westchnął Diego.
Przez dodatkowy ciężar droga trwała wyjątkowo długo. Diego jednak opuszczał miasto z satysfakcją; załatwił, co chciał. A nawet wyszło jeszcze lepiej. Zamiast zamiatać podłogi w karczmie, będzie pracował z dziećmi; będzie robił im za opiekuna i ochroniarza. No i oczywiście zdobył zapas kartek na długi, długi czas.
Kupił też wątpliwej jakości przetwory z dolnej półki sklepu, bo akurat te były na wysokości oczu Tinga...
– A właśnie! – Diego zatrzymał się. Odłożył pliki kartek na ziemię i wyciągnął z nich jeden arkusz. Zapisał na nim to, co chciał wcześniej, czyli ostrzeżenie dla siebie z przyszłości przed pomysłami Tinga co do konfitur. Wolał nie powtarzać sytuacji z jesieni.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz