Zima 1456
Ruch zimnego powietrza poderwał ze stołu kilka kartek z zadaniami ostatnich dni. Drobny-dwunogi warknął i zatopił pysk w pierzynie. Diego zapiął kurtkę pod szyję i wstał; zrozumiał, że to do niego należało zamknąć drzwi. Jednak zatrzaśnięcie ich z powrotem nie należało do prostych zadań. Wicher walczył nad wyraz zaciekle. Jakby komuś zależało, żeby wejście pozostało otwarte i nadal wpuszczało do środka przeraźliwe zimno.Diego spiął to, co ledwo można było nazwać mięśniami i wreszcie zatrzasnął drzwi. Gdyby nie wycie wiatru, huk pewnie rozniósłby się po całym lesie.
Mężczyzna odetchnął z ulgą czując, że po wnętrzu jego domu znów zaczyna się rozchodzić cieplejsze powietrze. Podszedł do ognia i podmuchał nań, żeby płomień nieco odżył. Kiedy już miał pewność, że iskra przetrwała, dorzucił do kominka kawałek drewna.
– Jesteś tam jeszcze? – Diego zwrócił się do siedzącego przy palenisku rulonu z koca i pierzyny.
– Yhym – mruknęło w odpowiedzi zawiniątko. – Po prostu było trochę zimno.
– Mógłbyś wystawić chociaż mordkę? Ciężko będzie nam tak rozmawiać.
Drobny-dwunogi wysunął spod pierzyny pysk zasłonięty czaszką wilka.
– Może być? – zapytał.
– Powinno wystarczyć – Diego pokiwał głową. – Teraz przynajmniej cię dobrze rozumiem. Więc... – Kuglarz usiadł obok stosu koców. – Mam pytania.
– To ci dopiero odkrycie – westchnął Ting. – Przejdźże do rzeczy.
– No dobrze... Kto kazał ci mnie znaleźć?
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz