Jesień 1456
Im dalej w las tym bardziej Diego był wdzięczny kupcowi, że zgodził się dowieźć lustro przez większość trasy z miasta. Z czasem ten nabytek stawał się o wiele cięższy, niż na początku drogi przez gąszcz. Diego musiał robić częste przystanki, by odstawiać lustro na ziemię i dać odpocząć ramionom. Po jakimś czasie marszu poczuł, że jego koszulka pod kurtką zaczyna nasiąkać potem. Wkrótce odliczał odległość, która mu jeszcze została do pokonania; wyczekiwał widoku końca ścieżki i swojego domu.Ów widok wreszcie ukazał się jego oczom. Wtedy Diego zdał sobie sprawę, że w swoim planie nabycia nowego lustra nie uwzględnił jednego szczegółu - jak wnieść to lustro na górę.
– Hej, Ting! – zawołał kuglarz. – Zrzuć drabinę!
Za szybą okna mignął zarys pióropusza. Chwilę potem w progu pojawił się obwiązany kocem, Drobny-dwunogi stwór.
– A co ja za służbę tu robię?
– Zwinąłeś drabinę, to teraz proszę żebyś ją rozwinął – wyjaśnił Diego.
Ting cofnął się po sznury tworzące drabinę. Bez rozplątywania zrzucił je z podestu przy wejściu do domu. Diego przewrócił cicho oczami, widząc, jak poskręcana była jego trasa w górę. Oparł lustro o pobliskie drzewo i zajął się rozsznurowywaniem drabiny, by móc w ogóle wejść do domu.
– Co ty tam przyniosłeś ze sobą? – zaciekawił się Ting, obserwując kuglarza z góry.
– Nie brakuje ci czegoś w moim domu? – odpowiedział pytaniem na pytanie Diego.
– Hę?
– Zaraz zobaczysz co to – powiedział Diego, wspinając się do góry. – Ale najpierw potrzebuję więcej sznura.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz