Zima 1456
Drobny-dwunogi skinął głową. Diego nie miał żadnych argumentów przeciw, ani nic lepszego do roboty, więc zdjął z ramienia pokrowiec. Otworzył go i wydobył stamtąd swój instrument. Przejechał palcami po strunach. Te wydały z siebie wysoki, ale dość nijaki dźwięk; Diego nie przytrzymywał jeszcze żadnej z nich.– To nie jest granie – powiedział Ting.
– Czekaj chwilę – Diego zaczął obracać pokrętła przy końcu instrumentu. – Trzeba poprawić napięcie strun. – Masz na myśli nastrojenie?
– Um... Chyba – mruknął Diego.
Ting wstał z miejsca. Podreptał do paleniska; jednego z niewielu murowanych elementów domu. Przy nim, ku zdziwieniu Diego, wysunął jedną łapę spod koca. Po tym, kolejno złapał dwa kawałki drewna i wrzucił do ognia.
– Mało ekonomiczne jest wrzucanie kilku naraz... – zauważył kuglarz-łowca.
– Skup się na strojeniu swojej luteńki, Zamaskowany.
Diego przypomniał sobie, jak dużo drewna wcześniej leżało koło paleniska. Obecnie pozostawione tam bloki można było policzyć na palcach jednej ręki. Mężczyzna w tej sytuacji znów przerwał zabawę z „luteńką” i wyjął z kieszeni kawałek kartki, by zapisać na niej, że musi iść narąbać więcej. Widząc to, Ting pokręcił głową.
– Daj mi to, ja ci ją nastroję.
– Mógłbyś? – ucieszył się Diego. Wyciągnął instrument w stronę kolegi.
Drobny-dwunogi wysunął spod koca drugą, chudą łapę i przejął od mężczyzny „luteńkę”.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz