– Ależ oczywiście – Berthina uśmiechnęła się dobrotliwie.
– Co dzisiaj podajecie? Chciałem zapytać o jakiś posiłek niezawierający orzechów.
– O ile mi wiadomo nikt nie dodawał do potrawki z królika żadnych pistacji – odpowiedziała kobieta. – Życzysz sobie porcję mój drogi?
– Jedną potrawkę z królika – Diego podsunął Berthinie stosik odliczonych Ora.
Właścicielka karczmy pokiwała głową, wzięła pieniądze i wróciła za ladę. Tymczasem Diego zdjął czapkę i przeczesał ręką włosy. Były wilgotne od potu. Dzisiejsze występy naprawdę zmęczyły mężczyznę. Wstąpił do karczmy, bo nie miałby siły sam sobie przygotować porządnego posiłku. Nie uśmiechała mu się też wizja chodzenia po mieście za składnikami i potem taszczenia ich do domu. I tak co dzień musiał nosić tam i z powrotem swoje rekwizyty; te obecnie leżały pod stołem.
Niedługo po tym, jak podano Diego jego posiłek, ktoś spróbował zwrócić jego uwagę:
– Hej, młody!
Diego podniósł wzrok znad wybornego królika i odnalazł źródło głosu. Był to jakiś starszy mężczyzna. On też siedział sam przy swoim stole, ale przed nim, zamiast jedzenia, leżały karty.
– Chciałbyś zagrać partyjkę? – Zaczął je tasować.
Diego przełknął to, co właśnie jadł. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Nie był pewien, czy ma ochotę na grę. Do tego, nie skończył jeszcze swojego posiłku i...
– Ja z tobą zagram, Siwobrody – odezwał się inny głos, zanim Diego skończył analizować sytuację.
Kuglarz z zainteresowaniem obrócił się w stronę nowego uczestnika konwersacji. Ten ton wydawał mu się znajomy.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz