Jesień 1456
Avrion rozpoznawszy zbliżającą się do nich sylwetkę, wsunął nóż z powrotem do pochwy.
– Cóż za pogodny wieczór... nie uważa pan? – odezwał się dźwięcznym tenorem nieco otyły mężczyzna. Kiedy szedł, trzęsły się jego rumiane policzki. Widząc go, nastolatek odskoczył w bok. – A ten chłopiec to... praktykant?
– Być może. Właśnie to negocjujemy – na twarzy Avriona pojawił się czarujący uśmiech. – Jaką ma pan dla mnie sprawę?
– Skoro to praktykant... dobrze, więc, dobrze! Nie będę go odganiać od siebie. Niech młody słucha i się uczy – mówił serdecznie zarządca miasta. Kiedy gestykulował, złote nici na jego ubraniu błyskały radośnie. – Otóż w okolicy kręci się taka jedna przebrzydła harpia... Czy mógłby pan, dobry łowco, coś na to zaradzić? Wybaczcie pan, że wzywałem tak późno, ale paskudztwo wyłazi tylko nocą. Nic się póki co nie stało, ale to pewnie kwestia kilku wieczorów, nim spotka nas tragedia.
– Harpie powinny odlatywać o tej porze... – powiedział w zamyśleniu łowca, a chłopak obserwował go z szeroko otwartymi z przerażenia oczyma. – Ale zdarza się, że zadomawiają się na niektórych terenach na dłużej. Zastanowię się, co z tym zrobić.
– Jeśli pan jednak coś poradzi na tego stwora... proszę o przyniesienie głowy na dowód, a wynagrodzę pana, panie łowco! Od razu na duchu będzie lżej, oh... – mówiąc to, złapał się za pierś w miejscu, gdzie biło serca.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz