Na początku dzisiejsza zmiana niemiłosiernie się przedłużała. Jeszcze gorszy był fakt, że Karnia tego popołudnia musiała wcześniej wyjść, co tylko pogorszyło sytuację ptasiej bestii, ponieważ zostawiła go samego na sali w czasie największego ruchu. W pojedynkę musiał zająć się całą salą pełną głodnych alkoholu pijaków i wędrowców. Zmęczenie dawało górę, co zapoczątkowało stresującą falę pomieszanych zamówień oraz męczących wypadków.
Położył głowę na blacie i pozwolił swoim oczom się przymknąć. Poleży tylko chwilę - gdy wstanie będzie mieć więcej sił na dokończenie swoich obowiązków.
Zimne powietrzę dostało się pod jego maskę. Nie będąc nawet w pełni rozbudzonym, złapał za czyjąś rękę, winną jego pobudce. Ktoś się odezwał, jednak nie był w stanie w pełni zrozumieć wypowiedzianych słów. Słyszał jedynie nerwowy śmiech. Chwila mu zajęła, zanim jego zmęczony umysł skleił całą sytuację w logiczny sposób.
Zasnął podczas sprzątania sali, ktoś musiał go znaleźć, a teraz próbował zdjąć z jego twarzy maskę. Tak według niego prezentowała się wtedy rzeczywistość.
Podniósł łeb znad lady, dalej trzymając za nadgarstek nieznajomej osoby. Przyjrzał się winnemu pobudki. Był to ten sam mężczyzna, którego rano obsługiwał.
— Nie powinno się dotykać czyiś rzeczy bez pozwolenia — warknął sennym głosem, puszczając w końcu jego rękę. Prawda, był lekko zdenerwowany, jednak powodem jego irytacji była pobudka, a nie naruszenie jego prywatności.
Poprawił maskę oraz rozczochrane włosy. Czuł się jeszcze gorzej po tej drzemce, niż przed nią, a jeszcze musiał posprzątać całą sale!
— Przepraszam.
Diya tylko prychnął, prostując się.
— Chcesz czegoś? — zapytał dosyć niegrzecznie, za co stara Berthina pewnie by go wychłostała. Jednak, o ile gość nie naskarży na niego właścicielce, nie będzie przecież nawet o tym wiedziała.
Chłopak pokręcił tylko głową. Bestia przyjrzał się mu bardziej, ponieważ uznał jego milczenie za dziwne. Nie wiedział, czy tylko mu się wydawało, ale wyglądało jakoby Dante był… smutny? Był jednak niepewny co do swoich interpretacji czyichś zachowań, lecz nawet jeśli były błędne, faktem było że zachował się wobec gościa nieprzyjemnie.
Westchnął, chcąc spuścić trochę pary. W tym momencie do jego głowy przyszedł pomysł.
— Przepraszam, jestem po prostu zmęczony — wyjaśnił. — Jestem na zmianie od początku dnia, a na godziny szczytu zostałem sam. — Wziął do ręki ścierkę i zaczął wycierać ladę. — Muszę jeszcze ogarnąć sale i pozmywać naczynia, zanim będę mógł pójść spać — zwierzył się, choć nie był zwykły użalać się przed obcymi.
— Pozwól, że Ci pomogę — wysunął propozycję Dante.
Na drobną chwilę Diya został wybity z rytmu, zamierając w ruchu. Wrócił do wycierania blatu.
— Nie trzeba, poradze sobie sam.
— Ależ nalegam — upierał się. Saadiya był za to zbyt zmęczony, by się kłócić. Już lepiej, by się zgodził, to przynajmniej będzie mieć spokój.
Westchnął ciężko, drugi raz od obudzenia się parę minut temu.
— Niech Ci już będzie. W kuchni znajdziesz drugą ścierkę. Możesz zacząć zmywać stoły.
Dante skinął głową i postąpił wobec instrukcji. Z jego pomocą ogarnęli salę w paręnaście minut, choć Diya nie był pewny co do swojego poczucia czasu. Chłopak jeszcze kończył zamiatać podłogę gdy bestia ruszył do kuchni, by w końcu pozmywać czekające na niego kufle. Nie był nawet w połowie, kiedy Dante wrócił.
— Skończyłeś już? — Diya spojrzał na niego zdziwiony, że tak szybko skończył. Ten potwierdził skinieniem głowy, po czym zerknął na stos nieumutych kubków.
— Pozwól, że ja się tym zajmę — rzekł, i nie dając nawet bestii zaprotestować, podszedł do niego, odbierając mu z rąk gąbkę i od razu biorąc się za mycie.
Saadiya nie miał siły, by się kłócić ni przepychać. Po prostu dał mu zrobić to, co chciał.
— Mógłbym spytać, czy jutro również przypada na Ciebie zmiana? — zapytał Dante.
— Nie, jutro mam wolne. Jestem tu tak naprawdę na pół etatu, a charuje jakbym był na półtorej… — mruknął. — Słyszałem właśnie, że ostatnio na pobliskich bagnach zaobserwowano agresywnego terrawita, który atakuje każdego, kto się do niego zbliży. Chcę się temu jutro bardziej przyjrzeć.
Drugi chłopak zerknął na bestię.
— Czy mógłbym w takim razie wnioskować, że należysz do łowców potworów?
— Czy należę to nie wiem, ale za młodu tata nauczył mnie tego i owego. Przynajmniej mogę sobie trochę tym dorobić. — Ptasia bestia oparł się o blat, pozwalając swoim obolałym stopom odpocząć. Nie może się doczekać, aż ściągnie te niewygodne geta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz