Jesień 1457
Wracał po odebraniu pieniędzy za kolejne zlecenie. Tytuł rzeźnika nie przyległ do niego bez przyczyny, zresztą jak kilka innych nadanych mu teraz, jak i w przeszłości. Szedł przez rynek z wypchanym mieszkiem w kieszeni, kierując się ku tablicy ogłoszeń. Chciał sprawdzić, czy nadarzy się kolejna okazja, na zarobienie kilku dodatkowych monet.
Nie znalazł nic, co byłoby go w stanie zainteresować, natomiast to, co usłyszał, uważał za ciekawe. Stojąc przy jednym ze straganów, jego uszu doszła rozmowa mieszczan na temat zamieszania za miastem. Ktoś podobno Rozbił tam obozowisko, w tym kilka osób powszechnie uznawanych za łowców. Szybko połączył te nowo zdobyte informacje z pogłoskami, o powrocie starego, słynnego łowcy.
– Może pora złożyć im wizytę? – powiedział do siebie po cichu, kierując się ku jednej z ulic odchodzących na południe, opuszczając jednocześnie głośne od miejskiego gwaru centrum miejscowości i kierując się ku swojej posiadłości. Pogoda jak na ostatnie dni nie była najgorsza. Bezwietrzny, mroźny dzień, żadnego deszczu czy śniegu, dzięki czemu podróż minęła szybko, bez nieprzyjemności.
Gdy dotarł do domu, usiadł przy dużej ławie kuchni i zaczął myśleć nad zaistniałą sytuacją.
– Czyżby Gildia pełnoprawnie zaczęła się odbudowywać? Kim jest nowy nadzorca? Ilu zdoła się zwerbować? – Takie, jak i podobne pytania schodziły mu po głowie. Odkąd przybył na te tereny, nie słyszałby ktoś, chciał w pełni odbudować świetność łowców. Wiedział, że kilku jest w okolicy, wszyscy trzymali się jednak na uboczu. Z niewieloma miał bezpośrednią styczność, nie wiedział czego oczekiwać.
Zdecydował się ruszyć i sprawdzić na własne oczy, czy ktoś będzie w stanie ich zjednoczyć i jak to ma niby działać. Założył pelerynę i wyszedł z domu. Zdecydował się nie brać miecza ani innego oręża, zostawiając przy sobie jedynie nóż. Wyszedł z domu, niepewny co go czeka.
Dotarł na puste pole za miastem. Trzy namioty stały już rozłożone. Zbliżając się powoli, dostrzegł, że osoby, które je postawiły, nie miały doświadczenia przy tego typu przedsięwzięciach. Konstrukcje nie wyglądały na wyjątkowo stabilne. Gdy przystanął obejrzeć je z bliska, dostrzegł kilka osób.
Starszy mężczyzna, owinięty grubą warstwą ubrań i drewnianą laską w rękach siedział na skrzyni, koło młodej zielonowłosej elfki. Gdy tylko zauważyli łowcę, zaprzestali wesołej rozmowy i skupili się na przybyszu. W niedużej odległości od nich pracował inny jegomość. Wysoki, młody czarnowłosy. Widział go kilka razy tu i ówdzie, nigdy nie miał z nim jednak bezpośredniej styczności. Po chwili oderwał się od swoich prac i podszedł w stronę Regisa. Ten zaakceptował przejęcie inicjatywy pierwszego zapoznania przez kogoś innego.
– Szukasz czegoś?
– Na razie tylko się rozglądam. Podobno dzieje się tu coś w kierunku odbudowy Gildii, czy to prawda?
Po tych słowach Starsza postać podniosła się z siedziska i ruszyła w stronę rozmówców.
– Tak, tak to prawda, lecz zanim rozwinę temat, można wiedzieć z kim mamy do czynienia?
– Jestem tu znany pod różnymi tytułami: łowca, myśliwy, rzeźnik, lecz moje imię to Regis. Również można poznać wasze tożsamości?
– Lestat de Chuvok – odparła leciwa postać. Łowca zdawał sobie sprawę, że gdzieś w okolicy już słyszał ten tytuł
– Jestem Avrion – Imię trzeciego wydawał mu się jeszcze bardziej znajomy
– Więc można dowiedzieć się czegoś więcej?– spytał, mierząc wzrokiem osoby prowadzące z nim dialog, jak i dwie, kryjące się pewną odległość za nimi.
C.D. Avrion
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz