Jesień 1457
Pil, mimo braku pewności co do swojej wprawy w zakresie leczenia, zgodził się na próbę pomocy scurowi.
– Pamiętasz, jak to zrobić czy powinienem ci przypomnieć? - zapytał spokojnym głosem starzec, patrząc z dumą na ucznia.
– Oczywiście, że pamiętam dokładnie, jak tego dokonać… - wstrzymał się chłopak - aczkolwiek, jeśli mi to pan powtórzy, niewątpliwie doda mi to pewności siebie.
– A więc na początku, przyłóż ręce jakbyś miał zaraz chwycić zwierzę z zaskoczenia.
– W taki sposób? - dopytał podopieczny trzymając ręce tuż przy klatce.
– Odrobinę szerzej - wyjaśnił mentor i poczekał na poprawę pozycji. - A teraz powiedz, która technika najbardziej przypadła ci do gustu?
– Jeśli chodzi o leczenie zwierząt, chyba preferuje Gaari - odparł z przekonaniem.
– Skoro tak… spójrz scurowi prosto w oczy… zwizualizuj sobie, jak zwierzę śpi, aby nie czuło zabiegu. Jak już to zrobisz, wyobraź sobie drobną igłę, zszywającą jego rany…
Chłopak mimo ogromnego stresu i nieznacznego strachu, włożył w to całe swoje serce i starania. Po chwili udało mu się uzdrowić skaleczenie istoty i to w dodatku za pierwszym razem. Ten wyczyn zaskoczył zarówno jego, jak i jego nauczyciela.
– Udało się… - wymruczał uradowany łowca i po chwili wykrzyknął - Udało się! Haha!
– Nie spodziewałem się, że dokonasz tego z taką precyzją. Nie mówiąc już, że zrobiłeś to z powodzeniem za pierwszą próbą. Jestem z ciebie bardzo dumny, Pil.
– Dziękuję panu. Czy możemy go teraz wypuścić? - zapytał bezzwłocznie.
– Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać. Nie sądzisz?
– Racja - odpowiedział chłopiec i w mgnieniu oka wypuścił zwierzątko z celi.
Scur był bardzo spokojny, pomimo ostatnich wydarzeń. Od razu podbiegł do Leonarda, aby tylko przebiec po jego długiej, poszarpanej szacie i wylegiwać mu się na ramieniu.
– Nie miałem okazji zapytać, jak on się nazywa? - zapytał zaciekawiony Listig.
– W zasadzie… to jest ona i nazywa się Rotti - odparł starzec.
– Och… Rozumiem… - po chwili dodał z uśmiechem na twarzy, głaszcząc jednocześnie małą istotę - Hej, Rotti, jestem Pil.
– Nie ma co zwlekać, chłopcze - stwierdził pośpiesznie. - Umiesz leczyć innych, ale czy będziesz w stanie uleczyć siebie? - spytał z powagą wypisaną na twarzy.
– Myślę, że dam radę - odpowiedział rozweselony uczeń.
Siwy czarodziej bez chwili namysłu ruszył w stronę przewróconego stolika i chwycił drobny, a zarazem ostry kawałek rozbitego szkła.
– Podejdź tu, młodzieńcze - zawołał.
Zdziwiony Listig podszedł do mentora, a ten złapał jego rękę i przyciągnął ją do siebie. Przyłożył szpiczasty odłamek do jego dłoni i szybkim ruchem ją rozciął.
– Ach! - krzyknął w bólu łowca. - Co to ma być?! - dodał przepełniony gniewem.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz