Jesień 1457
Godziny mijały, w tym czasie zdążył zużyć dwa kamienie zapewniające mu ciepło. Po długim wyczekiwaniu słońce skryte za jasno-szarymi chmurami wreszcie zaczęło rozjaśniać okolice. Łowca wstał rozprostowując zastałe kości. Dzienna pora nie będzie sprzyjać nocnym ptakom, z resztą na to właśnie liczył.
Okrążył gniazdo analizując sytuację. Było ono zbudowane z leśnych materiałów, średnica miała na oko dwa i pół, może trzy metry. Było częściowo osłonięte, ale od północnej strony, między gałęziami starego dębu na którym zostało zbudowane dostrzegł duży otwór. Regis miał plan, pora było przejść do jego realizacji, ale przed tym, przyszedł czas przygotowań.
Do najporęczniejszych kieszeni stroju przełożył kilka z kamieni, związał uszkodzoną wcześniej bolę i w raz z drugą przymocował z przodu pasa. Rzucił na siebie zaklęcie ochronne i wyciągnął dobrze naostrzony miecz, był gotów.
Podszedł od południa, stanął w pewnej odległości i wyciągnął rękę w kierunku gniazda, z jego ust zaczęły dobiegać słowa, a przed dłonią iskrzyć lekko błękitna poświata. Skupił się i używając swojej mocy wystrzelił ku celowi kawał lodowego szpikulca. Wodny kryształ zniszczył leżę. Winowajca schował się za świerkiem i wystawiając lekko głowę obserwował rozwój sytuacji. Trzy wielkie ptaki z przeraźliwymi skrzekami zaczęły latać między i ponad drzewami szukając sprawcy zniszczenia domu, jak i zabicia towarzysza, którego jak myśliwy zauważył, krew spływając po pniu zmieniała jego kolor na szkarłatny. Po chwili jedna z Harpii go zauważyła, a wydając głośne piski poinformowała o tym resztę. Krążyły ponad koronami. W końcu wleciały pośród drzewa. Jedna obniżyła swój lot obierając cel. Wystawiła swe długie szpony i zanurkowała w dół, łowca to zauważył. Zaklęciem kinetycznym oszołomił stwora, lecz druga nie pozwoliła zadać ciosu, nadlatując tuż po niej, zmuszając Regisa do uniku. Obie wróciły w powietrze. Zmieniając położenie znalazł się w otwartym polu pomiędzy drzewami, wszystkie na raz zaatakowały. Zakręcił jedną z boli i rzucił. Broń trafiła, a bezwładny ptak bardziej już spadając zmierzał w jego stronę. Reszta w niemal tym samym momencie znalazła się ku łowcy z zamiarem przebicia go pazurami, lecz to go nie spotkało. Żółtawy blask pojawił się w miejscu styku szponów z pancerzem, a po nim nastąpiło rozejście się fali energii odpychającej agresorki. Zaklęcie zadziałało, a w pełni skupiony rzeźnik ruchem miecza przepołowił związaną ofiarę.
– Zostały dwie – powiedział, spoglądając na krążące nad nim dwa kształty.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz