Diego pomógł nieznajomemu pozbierać to, co jeszcze się do czegoś nadawało. Jednak te produkty szybko się skończyły. Zostały wtedy już tylko te poniszczone, zgniecione czy rozbite.
– Ile jestem ci winien? – zapytał Diego. Jednocześnie wyciągnął z kieszeni kawałek kartki i przygotował się do spisania kosztów.
– Co? Nie, nic, zapomnijmy o tym – zaczął bronić się nieznajomy. Słowa Diego zdawały się go tylko jeszcze bardziej zdezorientować.
Młody człowiek (przynajmniej wyglądał na człowieka) zachowywał się, jakby chciał jak najszybciej zakończyć sprawę. Być może również dlatego, że wzrok spektatorów występu Diego był teraz skierowany również na niego. Czy tego chciał, czy nie, stał się częścią pokazu.
Wtedy Diego poczuł, że pewnie zaraz ktoś ich uwieczni w jakiś sposób. Poderwał się i popatrzył po zbiegowisku. Jednak jedyne co tamci robili to patrzyli. Oczy nie rejestrują obrazów i dźwięków. Więc czego obawiał się Diego? Czym była ta obawa przed... uwiecznieniem? To było jak odruch, jak jakieś... wspomnienie.
– Mamo, ten pan dziwnie na mnie patrzy – dopiero te słowa wyrwały Diego z głębokiego zamyślenia.
Jednak z tyłu głowy pozostało pytanie; czym zwykły przechodzień mógłby uwiecznić porażkę ulicznego artysty?
<Clayton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz