Po pewnym czasie kontemplowania dostępnych opcji Diego usadowił się (na tyle, na ile było to możliwe) wygodniej na ziemi. W pewnym momencie poczuł, że jego noga natrafiła na grunt o wiele bardziej miękki i sypki. Po bliższym zbadaniu, co to właściwie było, Diego odkrył, że ktoś już przed nim palił tu ognisko, po którym zostało nieco popiołu.
Diego obrócił się w swoim niewygodnym „namiocie”, żeby ułatwić sobie dostęp do miejsca, gdzie jego poprzednik rozpalił ogień. Wtedy dostrzegł, że w wąskiej szparze między ziemią a powalonym drzewem wetknięto trochę drewna tak, by pozostało suche pomimo warunków. Kiedy Diego wyciągał stamtąd te stare zapasy, odnalazł pod nimi jeszcze jedną miłą niespodziankę. Mianowicie – kawałek obitego, czarnego kamienia. Kawałek krzemienia! Teraz miał sposób na przygotowanie własnego ogniska.
Diego ułożył stos z suchych gałęzi i używając kartek jako podpałki, rozpalił ognisko. Usadowił się tak, żeby własnym ciałem utworzyć drugą ścianę namiotu dookoła płomienia. Nie chciał żeby wiatr go zdusił zbyt szybko.
Ryknął kolejny grzmot. Teraz był już naprawdę blisko. Pilnując ognia, Diego pomyślał, jak wielkie szczęście miał, że znalazł ten krzemień.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz