Pobudka nie była już tak błoga i przyjemna. Diego wyrwał ze snu dźwięk, który był połączeniem uderzenia i donośnego trzasku. Mężczyzna wstał i tak samo jak niegdyś, chwycił w dłoń grot złamanej włóczni. Tym razem nie dostrzegł w swoim domu nikogo. Jedyne co przykuło jego uwagę, było lustro. Leżało na ziemi. W kawałkach. Stało się dokładnie to, przed czym Diego tak długo się bronił.
– Wystarczyło raz zapomnieć, co? – westchnął sam do siebie.
Podniósł jeden z odłamków. Krawędzie były bardzo ostre. Diego odnalazł coś, w co mógłby spakować kawałki lustra. Wolał ich nie zostawiać na ziemi, nawet na resztę nocy. Bał się, że znów wystarczy tylko chwila rozkojarzenia, żeby zrobić, tym razem sobie, krzywdę.
Choćby chciał nie da rady tego poskładać z powrotem. Tu potrzeba by jakiś czarów. Albo... po prostu trzeba kupić nowe. Zbierając to, co kiedyś było jednym kawałkiem szkła, Diego postanowił, że jutro z rana pójdzie na miasto poszukać nowego lustra. Nie chciał zmieniać wystroju swojego domu.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz