Jesień 1456
Kiedy nie słyszał już żadnych dźwięków z dworu, jego ramiona opadły. Natychmiast mu ulżyło. Nie musiał już się męczyć z tą dziewczyną. Nic mu nie groziło w środku. Elfy nie miały dość umiejętności, aby skutecznie niszczyć zamki. Szczególnie te zamykane na zasuwę od wewnątrz.Każdego kolejnego dnia, ilekroć wychodził z wozu, Avriona spotykał oceniający wzrok elfki. Przez ten cały czas zgodnie ignorowali się nawzajem. Był to swego rodzaju niepisany pakt milczenia. Niemal nieustannie czuł na sobie jej łaskoczące po plecach spojrzenie, dopóki znajdował się poza lasem. Dlatego tak często zapuszczał się wśród gęste drzewa, pod pretekstem szukania darów jesieni. Tak naprawdę jednak miał aż za dużo zapasów.
Tego dnia, kiedy wrócił z koszykiem pełnym czerwonych borówek, intensywny zapach roznoszący się po całym wozie przypomniał Avrionowi o nadmiarze grzybów, które zgromadził na przestrzeni ostatnich trzech dni. Co gorsza, wcale nie miał ochoty ich jeść.
Niechętnie wychylił się z wozu i czekał, aż elfka podniesie głowę znad skromnego paleniska, które właśnie próbowała rozpalić. Kiedy ich spojrzenia w końcu się spotkały, nieco zaczerwieniony na twarzy zapytał:
– Chciałabyś może trochę... grzybów...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz