Jesień 1456
Avrion w zamyśleniu obrócił w dłoni nóż, który wyjął przed chwilą zza paska. Chłopak patrzył na to ze zgrozą. Mag nie miał jednak zamiaru zrobić mu krzywdy. Chciał tylko czymś zająć dłonie.
– Czego się spodziewasz od gildii?
Między brwiami nastolatka pojawiła się bruzda.
– Co... ma pan na myśli?
– Czego chcesz, żebyśmy cię nauczyli? Jak sobie w ogóle wyobrażasz gildię?
Po dłuższej chwili zastanowienia blondyn tylko wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia.
– Byłbyś zawiedziony, gdyby było to tylko kilka średnio wyszkolonych osób, które miewają problemy z podstawami fachu łowcy? Osób, które nie są ze sobą w przyjacielskich stosunkach i które dopiero przyzwyczajają się do nowego środowiska? – Przy tych słowach wzrok Avriona powędrował w bok. Wypatrzył kolejną sylwetkę powoli wyłaniającą się z ciemności. – Nie mamy żadnej wielopokoleniowej tradycji, żadnej spuścizny. Jest tylko garstka wyrzutków i twój wujek, który ma prawdopodobnie więcej wiedzy na ten temat niż my wszyscy razem zebrani.
<Clay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz