Jesień 1457
Silvana nie miała już siły ukrywać drżenia swoich mięśni i ziewnięć. Oparta łokciem o blat niewielkiego stolika w minimalistycznej kuchni pana Midoffa, z głową podpartą na dłoni, patrzyła pustym wzrokiem w przestrzeń za plecami starszego mężczyzny. Ku jej zdziwieniu, pan Midoff bardzo szybko polubił Silvanę. Na tyle, że po kilku minutach zażyłej opowieści na ławce postanowił zaprosić marznącą dziewczynę do domu.
Zaświeciłaby jej się czerwona lampka gdyby nie notatki, które zrobiła przed spotkaniem. Zgodziła się, bowiem wiedziała, że w drzwiach przywita ją zrzędliwa, ale i bardzo gościnna, pulchna kobieta. Pani Midoff, po tym jak nawrzeszczała na męża za przesiadywanie do późna i przyprowadzanie obcych, młodych, pięknych dziewek, ugościła Silvę w swojej kuchni, oferując ciepły posiłek. Po kilku nieudanych próbach odmowy, ostatecznie zgodziła się coś przekąsić, podczas gdy pan Midoff ze szczegółami opisywał jej czasy swojej młodości.
Wiedziała, gdzieś w głębi swojego rozsądku, że powinna przerwać mężczyźnie jego opowieści, które ciągną się już którąś godzinę. Z drugiej strony, zbyt wiele czasu zajęło Silvanie przekonanie pana Midoffa do przekazania tych cennych informacji. Mało tego, jest to jedyna osoba która znała dalszych krewnych Silvany i zgodziła się coś na ich temat opowiedzieć.
Paradoksalnie, jej „kłapiąca dziobami” rodzinka pewne tematy związane z Ronikovami uznaje za taboo. W tym historię o ostatnich mistrzach architektury i budownictwa, którzy postanowili nagle, z nieznanych powodów, zerwać z tą tradycją i opuścić Birme raz na zawsze, na długo przed narodzinami Silvany.
Dlatego Silva siedzi teraz przy tym przeklęty blacie kuchennym i stara się z całych sił skupić na tym, co przekazuje jej pan Midoff. W porównaniu do niej, staruszek jakby nie odczuwał późnej godziny, z niezmienną energią opisując kolejne wydarzenia przeżyte wiele lat temu w Birme.
Dopiero gdy mężczyzna, narzekając na zdarte gardło i obolałe mięśnie, wstał po szklankę wody, Silvana spostrzegła pierwsze promienie słońca wdzierające się przez okna do przedpokoju. Na ten widok jeszcze mocniej poczuła ogarniające ją zmęczenie, rozważając opcję ucięcia sobie małej drzemki na tym urzekającym i jakże wygodnym w tej chwili blacie. Midoff najwidoczniej doszedł do podobnego wniosku co Silvana, ziewając na cały głos.
– No, skoro już tu wysiedziałaś całą noc to poczekajta jeszcze chwilę. – zwrócił się do Silvy, zasiadając z powrotem na swoje miejsce naprzeciwko niej. Jego głos był teraz wyraźnie zachrypnięty, mimo to oczy wydawały się promieniować witalnością. – Moja żonka już się krząta po pokoju, zaraz przyjdzie coś upichcić na śniadanie. Zjesz no trochę, żebyś potem nie spadła z tego wielkiego ogiera jak mój świętej pamięci pradziad, co to zawsze o pustym żołądku po polu jeździł, aż zemdlał i się potrzaskał.
Czując, że zapowiada się na kolejną historię, Silvana posłała starszemu panu wdzięczny uśmiech, po czym ułożyła się wygodniej na krześle, kładąc głowę na rękach.
Minęły jeszcze dobre dwie godziny nim kobieta opuściła dom państwa Midoff. Zmęczona, obolała od niewygodnego krzesła, ale też najedzona i przesiąknięta informacjami. Wróciła do Lambo, wiernie czekającego prawie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Powitawszy się z nim, niezgrabnie wdrapała się na jego grzbiet, dwukrotnie granicząc z upadkiem na glebę po drugiej stronie konia. Po kilkunastu minutach zebrała w końcu siły by sięgnąć za lejce i spokojnym stępem udać się w kierunku Karczmy Starej Wiedźmy. Tam Silvana będzie mogła przelać całą uzyskaną tej nocy wiedzę na kartki swojego grubego dziennika. Oh, i oczywiście będzie mogła się wyspać.
Powolnym tempem zmierzając do celu, Silva objęła szyję Lambo, praktycznie się na nim kładąc. Melodia niesiona przez wiatr i przyjemne kołysanie jej konia naprawdę kusiły Silvanę do zamknięcia oczu, chociażby na moment, żeby tylko zregenerować siły...
Uśmiechnęła się mimowolnie. Lepiej żeby teraz nie zasnęła, w przeciwnym razie skończy jak „świętej pamięci pradziad” pana Midoffa, co to spadł z konia i się potrzaskał.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz