Zima 1457
Regis od kilku dni spędzał czas w domu, nie będąc w stanie z niego wyjść. Wysoka warstwa śniegu dalej nie pozwalała na swobodne przemieszczanie się, a niska temperatura dodatkowo przeszkadzała, jednak właśnie w niej łowca widział okazję. Wierzchnia warstwa śniegu twardnieje, tworząc lodową powłokę, która jak miał nadzieję, niedługo nada się do przemieszczania; do tego czasu jednak zostało mu dalej siedzieć w zamknięciu i planować następne ruchy.
Początkowo miał co robić. Stosy notatek wreszcie dostały kilka chwil uwagi, odłożone na później przedmioty przeszły oględziny, a drobne prace domowe w końcu zostały wykonane. Gospodarz chciał zrobić więcej, jednak cześć potrzebnych narzędzi i materiałów znajdowała się w niedużej dobudówce będącej schowkiem, do którego aktualnie nie miał możliwości się dostać.
Siedział przy stole na dolnym piętrze od strony, którą nazywał kuchenną. Parter składał się z jednego dużego pomieszczenia w kształcie podobnym do nieproporcjonalnej litery “L”. Duża ława; która z wielu powodów często bywała przesuwana; stała na złączeniu dwóch sekcji. Regis popijał napar z zebranych latem ziół, spoglądając w kominek. Podziwiał spektakl płomieni tańczących na kawałkach drewna, powoli zmieniających jego kolor w coraz to ciemniejszy. Nie martwił się, że zabraknie mu opału, zgromadził go w piwnicy wystarczające ilości, by jeszcze przez długi czas cieszyć się ciepłem wewnątrz domu. O wodę też nie miał co zawracać sobie głowy. Pobierał ją z roztopionego śniegu, zebranego przez okna pracowni. Nie była to szybka metoda, natomiast pewna jak i jedyna dostępna.
Zbliżała się pora kolacji. Zszedł do piwnicy, gdzie odkroił kawałek z jednej z kilku zaczepionych o sufit dużych porcji zakonserwowanego mięsa. Wrócił z fragmentem, a wrzuciwszy go do resztki gęstej zupy z obiadu, zjadł. Prowiantu miał dużo w spiżarni i choć wiedział, że zebrał go wystarczającą ilość, by starczyło mu na bardzo długo, wolał go nadmiernie nie wykorzystywać. Zastanawiał się, w jakiej sytuacji są pozostali łowcy, których obóz w tych warunkach mógł mocno ucierpieć. Być może, gdy warunki pozwolą uda się do nich. Po skończonym posiłku wrócił na piętro, gdzie przez niezamknięte drzwi pracowni, ostatki dziennego światła oświetlały korytarz. Zmienił strój na nocny, po czym udał się na spoczynek. Wykorzystywał nadarzającą się okazje na sen, który w ciągu aktywnego roku często zarywał. Spoglądając w dalej ciemne, zasypane szyby zasnął, planując następnego dnia spróbować wyjść z czterech ścian i rozeznać się po okolicy.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz