Zima 1457
Pil spoglądając na odwróconą plecami kobietę, która kierowała się w stronę kontuaru, zawołał:
– Niech będzie, trochę towarzystwa się przyda w takiej sytuacji - stwierdził kierując wzrok w podłogę.
– Jak sobie życzysz - odparła z uśmiechem. - Ale najpierw zamówię jedzenie.
Po krótkiej chwili, nieznajoma powróciła do stołu.
– A więc? Jak się nazywasz? - spytał młodzieniec.
– Jestem Gabriela. A ty? Jak cię zwą? - zapytała z powrotem jasnowłosa, skromnie się przy tym uśmiechając.
– Pil.
– Miło mi cię poznać, Pil.
– W zasadzie… chcesz ode mnie coś konkretnego? - zapytał z ciekawością wypisaną na twarzy.
– Porozmawiać.
– Całkiem to niespotykane, aby ktoś totalnie nieznajomy chciał zwyczajnie porozmawiać, szczególnie w takim miejscu - odparł podejrzliwie.
– A jak mam cię zapewnić, że chodzi tylko o to?
– Nie masz jak.
– Czyli pozostaje ci uwierzyć mi na słowo - powiedziała z poszerzającym się uśmiechem.
– Powiedzmy.
– Zmieniając temat, w jaki sposób się tu znalazłeś? Akurat dzisiaj, w taką zamieć?
– Planowałem coś upolować, a jak widać nie mam ku temu warunków. Śniadaniem okazały się być jedynie skromne kanapki. Skoro nie miałem co robić to stwierdziłem, że odwiedzę karczmę. Jest tu ciepło, a do mojej chaty niedaleko.
<Gabriela?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz