Zima 1457
Widząc dziwne zjawisko, udał się do pracowni. Pokój leżał naprzeciwko sypialni. Otwierając drzwi, ujrzał rozświetlone pomieszczenie. Okno, znajdujące na wprost wejścia, na przeciwległej ścianie, pomimo iż było całe pokryte śniegiem, przepuszczało światło i to znacznie więcej niż to z łazienki. Łowca znów udał się na dół. Tym razem zajrzał pozostałe szyby. Były ciemne, zasypane białym puchem. Chcąc dowiedzieć się, o co chodzi, ruszył, w kierunku przejścia, aby wyjść na zewnątrz. Przekręcił zamek, po czym złapał za klamkę. Poruszył ją z trudem, a same drzwi drgnęły dopiero, po włożeniu w czynność siły. Gdy wrota zaczęły się uchylać, oczom Regisa ukazała się biała ściana, której fragmenty po trochy wsypywały się do środka. Zamknął wejście. Po krótkiej chwili był znów w pracowni, przestawiając przedmioty z zawalonego nimi blatu dużego biurka. Po uprzątnięciu wszedł na nie, chcąc uchylić okiennice. Zdał sobie sprawę, że został zasypany, chciał jednak sprawdzić, jak faktycznie wygląda sytuacja. Gdy rozwarł skrzydła, dotarł go wyjątkowo zimny, nawet jak na te rejony wiatr, a jego oczom ukazał się krajobraz, który przeszedł jakiekolwiek posiadane oczekiwania.
Cała okolica została pokryta niepojętą grubością śniegu. Łowca gdzieniegdzie widział tylko czubki wysokich drzew, wyglądających jak samotne krzaki oraz w oddali wysokie budynki miasta. Opad sięgał wysoko. Gdy myśliwy wychylił się, zobaczył pobielony grubą warstwą, dach dobudówki będącej łaźnią i wysokie zaspy, których po jeszcze większym wyciągnięciu się za ramę, mógłby spokojnie dotknąć. Spoglądając na okrycie głównego budynku, dostrzegł kolejną białą powłokę. Wróciwszy do środka, zdecydował się sprawdzić, jak wygląda to z wyższej perspektywy. Przebrał się w odpowiednio gruby strój i zabrawszy kilka możliwie przydatnych przedmiotów, wrócił na poprzednie stanowisko. Kijem poruszył śnieg na najbliższym mu kawałku dachu, który zsuną się dużą kupą. Gdy miał wystarczająco oczyszczony skrawek pokrycia, przygotował się do wejścia na niego. Przez okno w jedną z zasp wyrzucił kawałek drewna. Opał wbił się głęboko w głąb, a puch zasypał po nim jakikolwiek ślad.
– Lepiej nie spaść – powiedział do siebie, patrząc w miejsce zniknięcia rzeczy.
Złapał się, mocno podciągnął i szybkim ruchem zarzucił nogą, a następnie tułowiem na brzeg dachu. Gdy upewnił się co do stabilności, powoli zmienił pozycję. Stawiając pierwsze kroki, dziękował sobie w duchu, że zaledwie kilka dni temu odebrał od kowala metalowe nakładki, które po założeniu na buty dawały mu przyczepność na śliskiej nawierzchni. Ostrożnie stawiając krok za krokiem, dotarł na szczyt i łapiąc się komina, rozpoczął obserwacje okolicy. Nie licząc tego, co już wcześniej dojrzał oraz nowych fragmentów drzew, widział jedynie biel oraz zaspy, wskazujące, gdzie znajdować się powinny co wyższe elementy okolicy. Widok ten przypominał mu jedynie wyprawy na północ, gdzie warstwy lodu spoczywały cały rok. Gdy jego oczy zwróciły się w kierunku wejścia i przedniej ściany lokum, zobaczył wielką fałdę śniegu, całkowicie zakrywającą pół budynku. Jej ramiona sięgały na boki, jedynie wyższa partia tylnej części była choć trochę odsłonięta. Nie dostrzegając nic, co mogłoby mu pomóc w obecnej sytuacji, obrał kurs powrotny. Zszedł równie, a nawet bardziej ostrożnie. Osunął się, złapał krawędzi, po czym wskoczył z powrotem do budynku. Posprzątał po tym, co wpadło do wnętrza, rozpalił ogień i zapalając jedną z lamp, zasiadł przy stole w jadalni, zastanawiając się co dalej.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz