Jesień 1457
Pędzący wokół nich wiatr wdzierał w nozdrza specyficzny zapach mokrej końskiej sierści, wilgoci wsiąkającej w ziemię. Jesienny chłód przenikał przez wszystkie warstwy ubrań, wywołując na ciele gęsią skórkę. Dokładnie zaplecione o poranku włosy teraz niczym złocista wstęga ciągnęły się za plecami Silvany. Orzeźwiająca mżawka towarzysząca im przez cztery okrążenia wokół gospodarstwa powoli ustępowała ciepłym, jesiennym promieniom popołudniowego słońca.
Jedyne, co wtedy przedzierało się przez umysł Silvany, to tętent kopyt jej gigantycznego rumaka i rozchlapywane przez niego kałuże.
Och, było jeszcze wybitnie irytujące nawoływanie jej brata.
Jednym pociągnięciem za lejce nakazała Lambo spowolnić kroku. Momentalnie zobaczyła niezadowolenie swojego wierzchowca, którego czarny łeb szarpnął do przodu raz, drugi, trzeci. Pokręcił nim jeszcze kilka razy, kończąc swój pokaz dezaprobaty głośnym prychnięciem. Przemierzali puste, zabłocone pole jeszcze kilka minut, delektując się jesiennym powietrzem, spokojem panującym na uboczu miasteczka. Zwyczajnie ciesząc się chwilą. Kiedy już myślała, że brat odpuścił sobie próby kontaktu z kobietą, ponownie rozniósł się jego donośny głos.
Tak właśnie zgasł promyk nadziei na jedno niczym nie zakłócone popołudnie.
Zebrała w obie dłonie swoje rozwiane włosy, nieudolnie próbując na powrót złożyć je w przyzwoitego koka, w międzyczasie nakierowując konia w stronę ogrodzenia, gdzie stał oparty Ridim. Musiał chwilę wcześniej zdjąć ociekający płaszcz, bowiem jego kremowa koszulka była prawie że sucha. Niestety przed brudem nie zdołała się uchronić. Na robocze spodnie i obuwie Silvana nawet nie musiała patrzeć by wiedzieć do jakiego stanu Ridim je doprowadził, sprzątając niedawno w stodole. Z kręconych włosów co rusz sypała się słoma. Mężczyzna miał dorodne cienie pod oczami, a zmarszczki jakby bardziej pogłębione, tak niepasujące do kogoś tak młodego.
Widok ten mógłby zadziałać na sumienie Silvany. Może by nawet zrezygnowała z następnej podróży, hen daleko w północ, i pozostała w gospodarstwie brata, by udzielić mu potrzebnej pomocy. Całe szczęście rola Silvany ogranicza się do bycia upierdliwą, młodszą siostrą, pomieszkującą u niego jednym półdupkiem. Ridim ma do pomocy aż siedmiu braci, starszych i silniejszych od Silvy.
– Czy sprawa, do której tak donośnie mnie wezwałeś, jest ważniejsza od mojej przejażdżki? – zatrzymawszy konia tuż przed płotem, zeskoczyła z jego grzbietu, kopiując pozycję brata. Stojąc naprzeciwko niego, Silvana wyraźnie odczuła różnicę wzrostu, która ich dzieli, będąc zmuszona z tego powodu do zadzierania głowy.
– Ktoś nas zaczepił w Rivot. Znajomy twój może. Mówił coś, że chce porozmawiać.
Silvana dmuchnęła powietrzem, mentalnie odkładając kontynuację rozmyślań na dalszy plan. Trudno jest wyciągnąć konkretne informacje z okrojonych zdań, jakie za każdym razem oferuje jej Ridim. Dorosły mężczyzna z żoną i dziećmi, a problem sprawia mu opisanie osoby, która ich zaczepiła w miasteczku. Jeśli jednak Silvana dobrze go zrozumiała, to niestety musi się wybrać na wycieczkę w tamtym kierunku, w trybie natychmiastowym. Taka okazja nie będzie wiecznie czekać.
Wymieniła jeszcze parę zdań z bratem, krótko się żegnając i życząc mu spokojnej nocy, na którą nie wróci do gospodarstwa, po czym ponownie zasiadła na swoim białym rumaku o czarnym łbie. Po upewnieniu się, że żadna zawartość wiecznie przepełnionych toreb nie zniknęła podczas jej sesji kontemplacji w pełnym galopie, popędziła konia w kierunku ubitej drogi prowadzącej do Rivot.
Rytmiczne uderzanie kopyt na nowo wprowadziły Silvanę w stan rozmyślań nim zdążyła opuścić teren gospodarstwa. Temat zbliżającej się podróży prześladowała jej myśli zdecydowanie zbyt często. Nie dawały jej spokoju prośby matki, a także Ridima i jego małżonki o przełożenie tej podróży na okres wiosenny. Silvana musiała im przyznać rację w pewnych kwestiach. Północne rejony faktycznie mogą okazać się zbyt niebezpieczne by wędrować tam samemu, szczególnie gdy spadnie śnieg. Nieznane rejony, często niezamieszkane przez ludzi czy elfy, stanowią idealny dom dla wielu bestii. Z drugiej strony może to być idealny trening dla niej i Lambo. Wielkolud trochę zwiększy siłę w nogach po tym jak skończył pracować z pługiem, a Silvana będzie miała czas na wystruganie jakiegoś łuku i poćwiczenie strzelania do królików. Albo czegoś większego. Poza tym północ może się okazać przepełniona ludnością, a tam gdzie ludzie, tam wiedza, kolejny cel jej podróży.
Może też znajdzie jakąś ciekawą odmianę drewna, a może jakiś piękny, ogniście pomarańczowy kamień, z którego wyrzeźbi rysia na urodziny matuli...
Wizja zdobycia tych rzeczy i więcej jest zbyt kusząca by zniechęcić Silvanę do zaplanowanej wędrówki. Nie ustąpi, nawet jakby miało ją tam zabić stado bestii. I z tą myślą wbiła trochę mocniej swoje pięty w boki konia, cwałując prosto do Rivot.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz