Jesień 1457
Shiranui uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Jej plan był idealny. Jak zdążyła się dowiedzieć przez te kilka dni, które spędziła w obozie łowców, Conna była jej podwładną. W dodatku była elfką. Nie mogła sobie tego lepiej wymarzyć. Zawiązała ostatnie wstążki na swoim stroju i upewniając się, że zarówno wachlarze jak i sakiewka na zioła są na swoim miejscu i nie zaburzają jej sylwetki wyszła z karczmy. Już wcześniej umówiły się, że Conna będzie na nią od nią czekać i faktycznie, kiedy tylko jej oczy przyzwyczaiły się do słońca, zauważyła elfkę stojącą pod jednym z pobliskich drzew. Musiała rozegrać to ostrożnie i tak, żeby ta się nawet nie zorientowała, że medyczne zastosowanie ziół jest tylko przykrywką.
– Witaj. Gotowa na dzisiejszy sprawdzian? – spacer po lesie. Sprawdzenie, ile elfka wie o ziołach. Może i wymiana jakiejś wiedzy, bo prawdopodobnie, skoro Conna mieszkała w tej części świata dłużej, to bardziej orientowała się w tutejszej florze. I sprawdzenie, czy wie cokolwiek o truciznach. Plan Shiry wymagał specyficznej wiedzy, której ona sama nie posiadała. Jak zdążyła dowiedzieć się od Lestata, około pół dnia szybkiego kłusu od obozu znajdowało się opuszczone miasto elfów. Jeśli Conna nie wiedziała nic, co mogło jej się przydać, to najwyżej po pretekstem sprawdzianu tam się właśnie udadzą. Na razie jednak białowłosa stała ze swoim firmowym uśmiechem, a elfka odpowiedziała tym samym.
– Jak najbardziej. Od czego w takim razie zaczynamy? – wydawała się być podekscytowana i gotowa do współpracy. O to właśnie chodziło.
– Od podstaw. Chcę zobaczyć, czy przypadkiem nikogo mi nie zatrujesz…
<Conna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz