Jesień 1457
– Nie móc być częścią Gildii, bo woli się mieszkać we własnym domu, zamiast w lichym namiocie? Nie brzmi to rozsądnie. – Odpowiedział rozmówcą, wyczuwając jednocześnie nie do końca zrozumiałą niechęć i zaborczość.
– Tak byłoby dla wszystkich wygodniej – Stwierdził ciemnowłosy mężczyzna, który wrócił w międzyczasie do swoich zajęć, nie uczestnicząc już w rozmowie twarzą w twarz. – Oczywiście wszystkich z Gildii.
– Zakładasz, że do niej nie należę?
– Bardziej, że należeć nie będziesz.
– Avrionie, spokojnie. Nie chcemy negatywnie nastawiać potencjalnych członków, choć rzeczywiście, wolelibyśmy mieć wszystkich w jednym miejscu. – Powiedział spokojnie starzec, nie odwracając wzroku od łowcy, w porównaniu do reszty osób.
– Z jednej strony rozumiem podejście, cieszę się również z odbudowy, ale takie podejście nie będzie służyć współpracy. Jeśli będziecie zbyt uparci, wobec swoich postanowień, cóż…życzę powodzenia. – po tych słowach odsunął się od zgromadzenia – Jeśli będziecie czegoś potrzebować, mieszkam na południowy wschód od miasta. Nie powinniście mieć problemów ze znalezieniem mojego domu. Na razie was żegnam, widziałem, co chciałem. – Pożegnał się i ruszył w drogę powrotną.
Wieść o odbudowującej się gildii nastawiała go pozytywnie, nie był za to pewny czy sposoby i osoby się tym zajmujące są odpowiednie. Stary łowca sprawiał wrażenie doświadczonego, stawiającego na swoim twardą surową ręką. Od drugiego czuł, że postać przybysza nie pasowała mu. Mimo wszystko pozostało czekać na rozwój spraw.
C.D. Avrion
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz