Jesień 1457
Łowca, myśliwy, rzeźnik, powtórzył w myślach Avrion. Ktoś tu musi mieć dość wybujałe ego. Kiedy zmierzył ich wzrokiem, z trudem powstrzymał drgający kącik ust. Dzieje się, to prawda. Musiałeś być jednak zbyt zajęty, by to zauważyć, dodał w myślach.
– Zostałem oficjalnie mianowany Wielkim Mistrzem Nowej Gildii Łowców. Wiele lat temu, największą skutecznością okazało się podzielenie Gildii na sekcje, które miałyby sprawować różne role. Jednoczeniu sprzyjają wzajemne kontakty, wobec czego stawiamy namioty przysługujące poszczególnym grupom. Są równe, różnią się wyłącznie kolorami. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, jak to mawiają. Jestem absolutnym zwolennikiem tego powiedzenia – tłumaczył Lestat.
Shen od czasu do czasu zerkał zza połów namiotu. Nie widział Regisa, ale za to patrzył pytająco na Avriona. Kiedy w końcu odwzajemnił spojrzenie, białowłosy odwrócił wzrok, udając całkowicie skupionego rozplątywaniem ciężkiego materiału.
– Czy jest to obowiązkowe? – zapytał "rzeźnik".
– Jeśli chcesz być częścią Gidii, to tak – wtrącił Avrion, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z Regisem. W końcu wbił ostatniego, najbardziej uporczywego, śledzia w ziemię.
– Niekoniecznie, młodzieńcze – zaczął starzec – Nikt nie jest w stanie go zmusić. Jeśli jednak nie postanowi się z nami jednoczyć, moglibyśmy poważnie rozważyć jego rolę w Gildii i zdecydować się, by nie był jej częścią.
<Regis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz