Jesień 1457
Shen popatrzył w niego zadumie.
– Znam wszystkich tutaj. Być może byłoby to możliwe. Nie mam zamiaru jednak chodzić teraz w błocie i śniegu...
– Jesteś łowcą. Jeśli boisz się pobrudzenia szat, musisz zaopatrzyć się w jakiś tutejszy strój. Conna, czy jest ktoś, kto ma podobny wzrost i wagę, co Shen?
– Myślę, że nawet nie jeden...
– W takim razie to żaden problem. Zajmiemy się tym najprędzej, jak będzie to możliwe – Lestat mrugnął porozumiewawczo, biorąc ostatni łyk herbaty. Musiał przyznać, że była całkiem smaczna. Bardziej, niż herbata, którą go częstowano w ostatnich latach.
– Jeju, Shen w normalnych ubraniach – wymamrotała oczarowana Conna. Białowłosy z kolei nie wyglądał na pocieszonego taką wizją.
– Lord Shen – poprawił ją.
W międzyczasie Lestat powoli obrócił się w kanapie, by móc zerknąć na okno. Zastał dokładnie to, czego się spodziewał.
– Śnieg nie przestaje padać. Zdaje mi się, że będziemy musieli przenocować...
Conna natychmiast podskoczyła podekscytowana i klasnęła we wciąż zdrętwiałe od mrozu dłonie.
– Haha! Nocleg u Shena!
Białowłosy milcząco zebrał porcelanę i zaniósł ją do kuchni.
– Jeśli jest to konieczne... Nie wiem jednak, gdzie możecie spać.
– Mogę w fotelu – zaproponował Lestat.
– Niech więc tak będzie – odpowiedział Shen, a starzec widział, jak jego cień rzucany przez kuchenne świece nonszalancko machnął dłonią. Spojrzał wymownie na Connę, ale elfka nawet tego nie zauważyła. Zbyt przejęła się pierogami, aby skupić się na detalach, które nie umykały wampirowi.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz