Wreszcie znalazł kolejne, tym razem nadal żywe, nachylone drzewo, które mogło zostać podstawą nowego „namiotu” z gałęzi. Diego wykonał te same czynności, co za pierwszym razem i ukrył się przed deszczem. Siedząc już w osłoniętym miejscu zajął się rozpaleniem nowego ogniska. Teraz jednak było to o wiele trudniejsze; Diego nie miał już przy sobie żadnych suchych kartek do wykorzystania jako podpałkę. Kawałek węgla również niefrasobliwie zużył już na pierwszym ognisku. Ale z drugiej strony, skąd mógł wiedzieć, że czekają go dwa dni poza domem?
W tym szałasie Diego wytrzymał tylko tylko pięć godzin w pozycji siedzącej. Potem nawet jego zaczęły boleć plecy od wyginania się. Mężczyzna był zmuszony położyć się płasko na ziemi, żeby było mu jakkolwiek komfortowo. Do tego czasu jego ubranie było już prawie suche, ale tarzanie się po wilgotnym mchu przywróciło Diego do punktu wyjścia.
Mężczyzna westchnął ciężko. Czuł się jak bezdomny pies podczas tej burzy.
Niebo przeciął kolejny piorun. Zaraz po nim, ryknął grzmot. Mimo wszystko napawało to Diego optymizmem; odstęp między tymi dwoma zjawiskami świadczył, że nawałnica się oddala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz