Zima 1457
Ubrał strój, który dzięki elementom ocieplenia był przygotowany na zimę; choć aktualna pogoda przekraczała jego założenia. Założył pelerynę, po czym był gotowy do zejścia na lodowe pustkowie. Złapał w dłonie linę, którą przyczepił we wnętrzu domu. Gdy opuścił się na niej wystarczająco, zamknął okno, które dzięki prowizorycznemu uszczelnieniu pozwalało wydostać się sznurowi do zejścia, nie doprowadzając jednocześnie do pozostawienia domu otwartego. Stanął pewnie na dachu swej łazienki. Wyjął z zabranego ze sobą ekwipunku, prowizorycznie zrobione rakiety śnieżne, po czym założył je. Pierwsze kroki stawiał z dużą ostrożnością, lecz gdy upewnił się, że wierzchnia warstwa śniegu była wystarczająco zmrożona, zaczął iść normalnie. Wielki mróz i nieustannie wiejący wiatr, który raz na jakiś czas spowalniał, dając niewielką chwilę względnego wytchnienia, przeszywały wędrowca. Zakrył się peleryną, zostawiając niewielki prześwit, by móc widzieć.
Szedł powoli przed siebie, zmierzając w kierunku lasu. Kiedyś nieduży lasek oddzielający go od najbliższych mieszkańców, teraz wyglądał jak pole krzaków. Regis pozbierał trochę gałęzi, które miały mu posłużyć do ulepszenia rakiet. Po krótkim przystanku skierował się w kierunku miasta.
Okolica przypominała białą pustynię, z której wydm wiatr zdmuchiwał śnieżny pył. Łowca z każdym krokiem czuł, nasilające się podmuchy, utrudniające wędrówkę prosto. Musiał zmienić trasę, zmieniając trasę. Po pewnym czasie dostrzegł zarysy budynków, wyglądających na wioskowe chaty, mimo że jeszcze nie dawno były środkiem miasta. Chciał zbliżyć się do zabudowań, pogarszające się jednak warunki zmusiły go do powrotu.
Idąc w zamieci, dostrzegł na swej drodze niepasujący do otoczenia kształt. Podszedł do znaleziska i ruchem wyciągniętej spod peleryny ręki odsłonił, co skrywała cienka warstwa śniegu. Było to ciało w pozie walki o życie. Szybkie oględziny ukazały, co się wydarzyło. Martwy podróżnik nadepnął na cieńszą warstwę lodu, który pod jego ciężarem zapadł się, tworząc śmiertelną pułapkę i a warunki po czasie zmieniły człowieka w zamrożoną figurę. Od zdarzenia nie minęło dwa dni. Łowca ruszył dalej, nic nie mógł z tym zrobić.
Gdy dotarł do domu, wspiął się z powrotem po linie. Zamknął okno. Przebrany siadł przy świeżo rozpalonym kominku, a po jego głowie chodziły myśli, kiedy pogoda znów się uspokoi.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz