Zima 1457
Słońce już dawno promieniało ponad horyzontem. Było w okolicy południa, mimo to dzienna gwiazda nie znajdowała się wysoko na niebie. Zima przynosiła nie tylko chłód, ale i niewiele czasu na nacieszenie się ostrymi promieniami światła, które, choć odrobinę ogrzewały zmarzniętą skórę. Łowca był już w mieście. Zmierzał na rynek, by rozliczyć się za wykonane zlecenie. Na centralnym placu miasta, mimo panującej pory roku znaleźć można było sporo ludzi. Ludzie poubierani w grube kurtki i płaszcze, z głowami zakrytymi przeróżnymi nakryciami chroniącymi przed mrozem i wiatrami załatwiali swoje codzienne sprawy. Mimo śniegu oblepiającego większość okolicy, drogi skweru były dość dobrze widoczne przez przechadzające się osoby. Wydeptane ścieżki ułatwiały poruszanie się, mimo to z powodów niskich temperatur możliwość poślizgnięcia się była wysoka, a niektóre ślady na śniegu koło oblodzonych fragmentów podłoża, tylko to potwierdzały.
Łowca dotarł do zajazdu. Poruszył wrota wejściowe i dostał się do tego samego pomieszczenia, gdzie ledwo dwa dni wcześniej przyjął zadanie, którego potwierdzenie wykonania, we włókiennym worku pod peleryną, spokojnie zwisało przypięte do pasa. Ruszył w kierunku tego samego stołu, przy którym ostatnio odbyła się rozmowa. Nie dostrzegł jednak nikogo przy nim zasiadającego, gdy w tę usłyszał głos.
– Tutaj łowco – słowa te dobiegały zza filaru. Regis podszedł bliżej i dojrzał zasiadającego przy ławie schowanej za słupem, konkretnej postury mężczyznę, który zakręcając obfitego wąsa, kierował swój wzrok i uśmiechniętą twarz ku przybyszowi.
– Siadaj, proszę, siadaj. Piwo miało zostać nalane od razu, jak przekroczyłbyś próg, więc niedługo dostaniesz kufel. Takie jak ostatnio, mam nadzieję, że smakowało. Oczywiście na mój koszt – mówił z widocznym zadowoleniem. Najwyraźniej spodziewał się dobrych nowin.
– Bardzo dziękuję – odrzekł łowca, zajmując miejsce naprzeciw rozmówcy. Nie miał z tej pozycji zbyt dobrego widoku na wnętrze. Dostrzec mógł jedynie ściany, trzy wolne ławy i kątem oka, ladę baru.
– I jak? Udało się? – pytał, nie mogąc doczekać się wieści.
Łowca odsunął lekko swoją pelerynę i odczepił od pasa worek. Pakunek położył na stole i pozwolił, aby rozmówca sam zajrzał do środka. Wąsacz sięgnął i rozwarł ściśnięty sznurkiem gardło worka, do którego zaczął wdzierać się blask lamp zajazdu, ukazując martwy łeb wilka szczerzący kły do swego nowego posiadacza.
– OOOO. Widzę, że wszystko się udało. Wspaniale, wybornie – mówił uradowany
– Proszę. Ciemne piwo. – powiedziała młoda kobieta najwidoczniej tu pracująca. Młoda barmanka o jasnych włosach położyła kufel przed klientem i udała się do następnych gości zawiewając przy okazji swą spódnicą
– Dziękuję – odpowiedział, po czym wrócił do głównej rozmowy – Tak, truchła powinny jeszcze tam leżeć, o ile nic ich nie zjadło. Choć w to akurat wątpię – wziął duży łyk piwa, po czym przetarł białą od osadzonej na niej piany wargę
– Nie ma futrzaków – powiedział klient, nie patrząc jednak na sprezentowany łeb, a na kelnerkę obsługującą grupkę młodych ludzi, których Regis kojarzył z poprzedniej tu wizyty.
– Tak, nie ma wilków – rzucił łowca stanowczo. Miał podejrzenia, co chodziło po głowie wąsaczowi i wolał wrócić do tematu.
– Ach tak, koniec wilków tak – odparł widocznie wybity z rozmyślań – Dobrze więc, interesy z tobą to czysta przyjemność. Być może do następnego razu łowco – mówiąc to, wstał poprawił się, sięgnął po worek z trofeum i miał zamiar skierować się ku drzwiom wyjściowym.
– Zapłata – rzucił Regis biorąc następnie kolejny łyk piwa.
Mężczyzna zatrzymał się.
– Ach tak, już. Byłbym zapominał – po tych słowach wypowiedzianych z pewną nutą niepewności, odchylił gruby futrzany płaszcz i z jednej z jego wewnętrznych kieszeni wyjął sakiewkę monet, którą następnie rzucił lekko na stół – Żegnaj, Rzeźniku.
Łowca pił powoli chmielowy trunek. Sakiewkę od razu schował do kieszeni. Była na tyle wypchana by nie musiał przeliczać. Nie był pewny czy były już kontrahent nie dał zapłaty od razu, z powodu przeoczenia spowodowanego euforią i zabieganiem, czy może chciał go oszukać. Obydwie opcje były możliwe i z obydwoma miał styczność, choć z tą, drugą znacznie częściej.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz