Jesień 1457
Kiedy okute kopyta Lambo zaczęły wystukiwać miarowy rytm po ulicach Rivot, słońce kryło się za horyzontem. Delikatne gwiazdy jedna po drugiej zajmowały swoje miejsce na bezchmurnym niebie, przyćmiewane przez zapalane na ulicach latarnie. Silvana kierowała się do jednego z mniej uczęszczanych miejsc na północnej części miasteczka, nie tracąc czasu na plotki z mieszkańcami. Niestety, kiedy indziej znajdzie moment na wysłuchanie problemów sąsiedzkich.
Wierząc, że Lambo nie spłoszy się na widok szczura jak kiedyś, Silvana pozwoliła mu poprowadzić ich na miejsce spotkania. Swój wzrok natomiast skupiła na trzymanej w jednej ręce kartce, z lekka przemoczonej i wymiętolonej. Na niej, koślawym pismem, Silva przez ostatnie tygodnie wypisywała ważne informacje i pytania mające względnie ułatwić jej rozmowę. Prawie miesiąc wcześniej, gdy Silva znalazła swojego informatora, hm, wtedy nie nosił jeszcze miana jej informatora. Ardel Midoff, karłowaty człowiek w podeszłym wieku, przez większość swojego życia pracował w budowlance, teraz ciesząc się tytułem seniora na ławeczce przed własnym domem. Był też zapalonym fanem robótek ręcznych.
Podczas ich pierwszego spotkania, pan Midoff nie był pozytywnie nastawiony na wszelkie rozmowy, zwłaszcza z młodą, wścibską babą jak Silvana. Nazwisko kojarzone z rodziną plotkarzy też miało na to swój wpływ. Drugie spotkanie, oh, było przypadkowe i nad wyraz nieprzyjemne. Ulice były tego dnia zabłocone, a ona i Lambo dodatkowo wracali prosto z okolic obozu, gdzie, jak można się domyślić, było więcej błota. Jej niewychowany koń postanowił wtedy strzepać z siebie nadmiar brudu, obryzgując błotem przechodzącego obok pana Midoff i parę innych Bogu ducha winnych osób. Dużo się wtedy biedna Silvana nasłuchała.
Odrywając na moment wzrok z notatek, Silvana wczas zauważyła, że znajdują się na miejscu. Kilkanaście metrów przed nimi były trzy drewniane ławki. Wszystkie oprócz jednej były puste. Pogarbiony mężczyzna, siedząc na ostatniej z nich, spoglądał uważnie na bezchmurne niebo, co rusz kręcąc nosem i mrucząc coś, jakby układ gwiazd mu nie odpowiadał. Może nie przepowiadały mu spokojnej przyszłości.
Pozwoliła Lambo podejść jeszcze kilka metrów, zatrzymując go dopiero pod latarnią, na tyle daleko by nie naprzykrzał się panu Midoff, ale i wystarczająco blisko żeby mieć go na oku. Zabrawszy z torby niewielki pakunek, ostatni raz poklepała konia po szyi, spokojnym krokiem zmierzając do mężczyzny. Gdy usłyszał jej donośnie jak stado bydła kroki, jego wyraz twarzy zmienił się o dobre sto osiemdziesiąt stopni. Przesunął się niezgrabnie na bok, robiąc Silvanie miejsce na niewielkiej ławeczce, które ta od razu zajęła.
– Że też ci się chciało o takiej godzinie przyjeżdżać. – powiedział jej w ramach powitania. Znowu pokręcił nosem, tym razem jednak wyglądało to bardziej jak próba ukrycia uśmiechu. Silvana na widok jego w miarę dobrego nastroju odetchnęła z ulgą, witając się z panem Midoffem skinieniem głowy. – Zanim zacznę swój monolog, masz zapłatę?
Silva od razu wyciągnęła przed siebie obie ręce, cały czas trzymające małe zawiniątko. Gdyby nie wiek i kondycja fizyczna jej rozmówcy, ten pewnie zacząłby skakać z radości. Jego oczy pełne były iskierek radości gdy rozwinął materiał, w który Silvana zapakowała ręcznie zrobioną, drewnianą figurkę sowy. Przez moment przyglądał się swojej nowej zdobyczy, oceniając ją pod każdym kątem i oświetleniem.
Zadowolony, zawinął z powrotem figurkę i schował w kieszeni pod kamizelką. W końcu odchylił się, opierając pogarbionymi plecami o ławkę, i spojrzał na cierpliwie czekającą Silvanę.
– Dobrze wiesz, dziewko, jakie mam zdanie na temat twojej rodziny. Nic tylko kłapiecie tymi dziobami jak stado gęsi, psia krew. Ale ty, – jakby oskarżycielsko, i trochę niekulturalnie, wskazał Silvanę palcem. – ty zamiast nieumyślnie gadać, przeliczasz wartość swoich słów. Wiesz kiedy milczeć, używać swych uszu. Poniekąd przypominasz swoich krewnych, z którymi kiedyś, lata temu mogłem nazywać wspólnikami, kolegami z roboty...
Silvana usadowiła się wygodniej, w głębi serca dziękując swojej pamięci, że założyła dzisiaj cieplejsze ubrania. Może się bowiem okazać, że posiedzi tu sobie z panem Midoffem dużo, dużo dłużej, niż planowała.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz