Jesień 1457
– Umyłeś to chociaż? – podejrzliwie podniosła jagody do góry. Nie wyglądały na trujące, ale zdecydowanie nie był to posiłek na jaki liczyła.
– Słuchaj, jak ci nie pasuje zawsze możesz nie jeść – westchnęła cicho i zaczęła od suszonego mięsa. W międzyczasie znowu zapatrzyła się na skrzynię. Wzory na niej namalowane działały prawie hipnotyzująco, ale też jednocześnie potwierdzały, że Shen faktycznie nie kłamał co do swojego pochodzenia. Była praktycznie pewna, że gdyby tylko uchyliła wieko, znalazłaby sporo rzeczy, które jej też przypominały o domu. Zapach herbaty unoszący się w powietrzu też to potwierdzał. O ile ona sama zdecydowanie wolała sproszkowane liście, o tyle rytuał z jego kraju też miał swój urok. Zamierzała zapytać go, czy będzie chciał się z nią podzielić jeśli się obudzi. Westchnięcie Avriona wyrwało ją jednak z zamyślenia.
– Czyli ci się podoba. Ja bym tego nie dotykał, jeśli Shen będzie patrzył. Nie lubi kiedy ktoś dotyka jego rzeczy…
– A kto lubi. Swoją drogą, ty się jeszcze nie przedstawiłeś – gdzieś z tyłu głowy miała cichą nadzieję, że skoro prawdopodobnie przyjaźnił się z Lordem, to będzie wiedział jak zachowywać się zgodnie z etykietą. Mężczyzna jednak krzyżując ręce na piersi nawet nie skinął głową w najmniejszym ukłonie.
– Avrion – ona też nie skłoniła się, uznając, że nie ma sensu marnować sił, skoro i tak koniec końców nie znał żadnych dworskich zwyczajów.
– Tylko Avrion? – panował tu dziwny zwyczaj. Większość ludzi przedstawiała się tylko z imienia, a całkiem spora część nie miała nawet nazwiska, nie mówiąc już w ogóle o spisanych rodowodach. W jej kraju byłoby to absolutnie niedopuszczalne.
– Avrion Yoxa Cheidulus. Bez żadnych legendarnych korzeni – drugą część zdania powiedział z lekkim przekąsem, jakby próbując ją sprowokować. Odpowiedziała jedynie uśmiechem.
– Nie każdy ma tyle szczęścia ile ja, nie przejmuj się – widziała, że mężczyzna natychmiast pożałował swoich słów, więc po prostu dokończyła jeść i zmierzyła go jeszcze raz wzrokiem. – No dobrze. Czy nasza umowa zakłada, że pójdziesz ze mną do tego źródła? – mężczyzna przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby w głowie kalkulował wszystkie plusy i minusy tego pomysł. W końcu jednak skinął głową.
– Jeśli to nie jest jakoś bardzo daleko. Lepiej nie zostawiać Shena samego na dłużej – Shira uniosła brwi i założyła nogę na nogę, siadając wygodniej na krześle.
– Jeśli nie będziemy go ze sobą ciągnąć to raczej nie powinno długo zająć. Jednakże mam jeszcze jedną prośbę, jeśli mam ci pomóc – Avrion chyba zaczynał się już powoli irytować, ale też trzymał jeszcze nerwy na wodzy.
– A czegóż to jeszcze jaśnie pani potrzebuje do szczęścia? – Shira znowu się uśmiechnęła, tym razem upewniając się, że jej kły są odpowiednio widoczne. Nie zamierzała naciskać, w końcu mag, który potrafi oczyścić krew komu jak komu, ale jej był jak najbardziej na rękę. Jeśli by odmówił to trudno. Mała sugestia jednak nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
– Straciłam sporo krwi ciągnąc go tu za sobą. Wydaje mi się, że twoja jest raczej nienajgorsza, więc, jeśli byłbyś łaskaw, mógłbyś się nią ze mną podzielić…
<Avrion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz