Jesień 1457
Patrzył prosto w jej czerwone oczy, bez choćby cienia lęku.
– Nie wystraszysz mnie w ten sposób – oznajmił. – Niczego więcej ode mnie nie dostaniesz. Tak się składa, że Shen nie jest moim przyjacielem. W zasadzie, nawet się nie lubimy. Zostanę tutaj. Powodzenia w drodze do źródła.
Dopiero wtedy poczuł na sobie spojrzenie kogoś jeszcze. Shen leżał, a jego oczy były szeroko otwarte. Patrzył prosto na Avriona. Przez moment myślał, że rzuca na niego zaklęcie, ale jednocześnie miał świadomość, iż białowłosy nie miał zdolności magicznych. Wyglądał na nieobecnego, ale i również aż do szpiku kości przerażonego. Jakby śnił na jawie.
– Co się stało? – zapytał Avrion.
Shen powoli przeniósł wzrok na Shiranui, co dziewczyna odwzajemniła. Nie umiał wyczytać niczego z jej twarzy. Przeszło mu przez myśl, że ta dwójka wcale nie była rodzeństwem. Było w tym coś jeszcze. Jakaś nieokreślona głębia...
– Nie jest również moim przyjacielem – wyszeptała, a w jej głosie pobrzmiewała groźba.
<Shiranui?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz