Jesień 1457
Avrion ruszył na swym wierzchowcu, a po paru chwilach zniknął w odmętach ciemności. Regis patrzył za nim przez moment, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś spotkają się na szlaku. Ciężko było mu nie odczuć, niezbyt pozytywnego nastawienia przybysza, pomimo ledwo dwóch sposobności na wymianę zdań i braku bezpośredniego konfliktu.
– Ciekawe, jak to się rozwinie.
Myślą, która również krążyła po głowie łowcy, była kto jeszcze mógł zainteresować się zleceniem. Tę kwestię zdecydował się jednak zostawić na następny dzień. Gdy skończył przygotowywać specyfiki, uprzątnął obóz. Zjadł ugotowany prowiant, po czym ułożył się na grubej tkaninie, która tej nocy miała mu służyć za łóżko. Leżał jakiś czas, nie mogąc zasnąć. Spoglądał w kierunku lekko poruszanych przez wiatr koron drzew, rozświetlonych co jakiś czas, przez przedzierający się między chmurami blask księżyca. Przypomniały mu się jeszcze nie tak dawne czasy, gdy każda noc tak wyglądał, a każdy dzień przynosił nową krainę. Zmęczenie powoli go zalewało, a powieki zamykały pod własnym ciężarem. Gdy był na skraju zaśnięcia, głośny dźwięk na powrót sprowadził go do rzeczywistości. Odgłos bestii, podobny, jaki wcześniej dobiegł jego uszu, znów rozbrzmiał, tym razem jednak znacznie głośniej. Zerwał się, chwytając leżący koło niego oręż. Dogasił tlące się jeszcze resztki ogniska. Potyczka w tak niepewnych warunkach mogłaby się skończyć fatalnie, wolał nadmiernie nie kusić losu i nie zwracać na siebie uwagi. Skupił się, nasłuchując, czy zagrożenie czasem się nie zbliża. Znad drzew dobiegło go chrząknięcie, po czym kolejne. Wyverna zbliżała się. Regis przygotował się na ewentualną potyczkę. Gdy zarys skrzydlatego jaszczura pojawił się w polu widzenia, myśliwy zarzucił zaklęcie ochrony, jak i magicznie poprawił zdolności widzenia w ciemności. Nie lubił tego zaklęcia, i wolał wspomagać się innymi sposobami, czasami był jednak zmuszony do jego użytku. Ciało bestii zbliżyło się powolnym lotem, lecz po chwili pofrunęło dalej, nie zważając na człowieka poniżej. Łowca zorientował się, że drakonid wpadł na trop konia. Ruszył w stronę, jaką udał się niedawno spotkany przybysz. Wybiegając poza obręb lasu, wbiegając na jedną z większych skał, rozejrzał się. W oddali ujrzał, niewielki blask ognia. Tam zmierzał stwór. Szybkim tempem skierował się w tamtą stronę. Uniósł rękę i celując ponad jaszczura, wystrzelił lodowy pocisk, który po chwili godził cel. Ten nie spadł, widocznie jednak sytuacja się mu nie spodobała. Krzyk przeszył powietrze, a kilka sekund potem wtórowało mu rżenie konia. Regis dalej kierując się w obranym kierunku, znów szykował się do ataku, lecz nie jego pocisk trafił w cel, tylko lecący z przeciwnej strony czar. Ten zdezorientował poczwarę, która skierowała się na południe, znikając na tle rosnącego w oddali lasu.
Idąc dalej, dostrzegł, zbliżający się, ciemny zarys postaci.
– A jednak zatrzymałeś się na noc. – powiedział do Avriona z lekkim przekąsem i delikatnym uśmiechem. Było między nimi napięcie, cieszył się jednak, że koledze po fachu nic się nie stało.
C.D. Avrion
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz