Jesień 1457
Przy dużym stole siedział mężczyzna. Na oko czterdziesta wiosna jeszcze nie wpadła. Krótkie szatynowe włosy i jasna cera wskazywała na rodowego mieszkańca tych krain.
Strój nie wyróżniał się znacząco od przeciętnego kupca. Zielonawa gruba kurtka z długim kapturem pokrywała czerwoną koszulę. Regis przystanął kilka stóp od niego.
– To ty masz zlecenie na potwora ze szlaku?
– Wieści szybko się roznoszą. Może przynajmniej ty będziesz coś wiedzieć o fachu.
Łowca przysiadł się.
– Przynajmniej ja? Kto już pytał?
– Dosłownie kilka minut temu. Grupka młodych przyszła i pyta ile dostaną. Mówili, jakich to oni bestii nie pokonali. Jak usłyszeli o wyvernie, to, że nie będą na to czasu marnować.
– Hmm. Przynajmniej ich martwe ciała nie zostaną karmą.
– A ty, co powiesz? Znasz się na łowiectwie takich stworów.
– Jestem okolicznym łowcą i chyba można powiedzieć, że należę do Gildii.
– Chyba?
– Kwestie organizacyjne, nie wpływa to na zlecenie. – Machnął lekko dłonią, dając znać o nieistotności kwestii. – Wracając do tematu, można poznać więcej szczegółów?
– Górska ścieżka jest najszybszą, choć nie najbezpieczniejszą drogą handlową w tę stronę, a tak się złożyło, że od kilku dni grasuje tam spory gad. Z całym szacunkiem, ale normalnie nikt nie zwróciłby na to uwagi, bo i tak mało kto wybiera tę drogę. W mieście jednak jest teraz kilku zamożniejszych kupców, a ci zdecydowali, że lepiej ubić stwora, zanim gdzieś się przemieści i sprawi prawdziwe duże kłopoty.
– Brzmi rozsądnie. Pytanie ode mnie. Birme to spore miejsce, nie było tam łowców?
– Może i kilku jest, ale tutejsi mają lepszą renomę. Zresztą, tam są tylko amatorzy lub zwykli pozerzy.
Łowca zaśmiał się lekko
– A co do stwora, jakieś szczegóły, opisy?
– Duże, agresywne, latające. Sam na szczęście na oczy nie widziałem. Widywany w drugiej połowie drogi względem Rivotu. Nic więcej nie wiem.
– Hmm, wywerna – powiedział po cichu, kładąc łokieć na stół i podpierając głowę, zasłaniając pół twarzy. – Jakie wynagrodzenie?
– Wysokie, o to się nie martw.
Regis uśmiechnął się delikatnie.
– Przyjmuję zlecenie.
– Bez poważnych namysłów? Ot tak?
– Tak to bywa w tym fachu. Jak za długo będę się zastanawiał, ktoś zabierze możliwość zarobku.
– W takim razie, kiedy możesz wyruszyć?
– Wydaje mi się, że jutro rano.
– Mogę podwieźć cię kawałek, na miejsce jednak ruszysz sam.
– To i tak będzie duże ułatwienie. Może być.
– W takim razie ustalone. Do jutra łowco. – Rozmówca wstał i wyciągnął rękę. Regis odwzajemnił ruch, po czym podali sobie ręce.
Chwilę później myśliwy był już w drodze powrotnej do domu, planując, co musi wziąć na polowanie.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz