Jesień 1457
Usty Avriona wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku.
– Czyli sugerujesz teraz snucie strategii?
– Ano.
– Myślałem, że będziesz chciał zaplanować wszystko sam.
– Przydałoby się, abyśmy oboje znali plany – odparł "rzeźnik". Avrion patrzył go z drobnym rozbawieniem. Zupełnie nie wyczuł, z jaką ironią się do niego odnosił. Niby zgrywał inteligenta, ale przed nosem przemykały mu jasne sygnały. Szkoda, bo to by oznaczało, że nie byłby dobrym kompanem do żartów.
– Czyli mówisz, że trucizna ta ma działanie halucynogenne. Usypia?
– Osłabia przeciwnika. Może sprawić, że ruchy będą bardziej mozolne.
Był bardzo poważny. Umknęła mu kolejna okazja do podłożenia nogi. Wielka szkoda.
– Czyli musimy uważać, by nie wejść w opary, bo padniemy na miejscu. Zrozumiałem.
Przez chwilę milczeli, każdy pogrążony we własnych myślach. Puste miski stały nieopodal, teraz wilgotne od wody, która błyskała pod wpływem przytłumionego chmurami słońca. Ialan obwąchiwał z zainteresowaniem jedną z nich, ale nie wyglądał, jakby chciał jej skosztować. Poletko nieopodal jego kopyt przez noc stało się plackiem gołej ziemi, pozbawionej swojej pierwotnej zieleni. Była w tym miejscu pełna rosy, wystarczająco wilgotna, by skutecznie pozbawić go pragnienia.
– Można by go kierować robiąc hałas. Wymagałoby to roli przynęty – powiedział nagle Avrion. – Można by go wpędzić w opryski trucizny, a potem dobić w ustronnym miejscu. Nie powinno to być trudne. W najgorszym wypadku uciekłby gdzieś. Pewnie łatwo znaleźlibyśmy trop...
– Masz konia. Jest szybki?
– Bardziej wytrzymały. Przywykł do podróży pod górkę i z górki. Trudno go spłoszyć. Prawda, Ialan?
Koń prychnął, nachylając się nad ramieniem Regisa i muskając jego szyję swoimi miękkimi chrapami. Łowca w pierwszej chwili odskoczył, gotów dobyć noża, ale kiedy zobaczył spokojne ślepa wałacha, natychmiast się uspokoił.
<Regis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz