– Już jesteście, Mości Łowco! – głos należał do gościa Regisa z dnia poprzedniego – Cieszymy się, że przybyliście
– Gdzie doszło do ataku? – spytał przechodząc do sedna sprawy dla, której tu przybył
– A tak, oczywiście. Proszę, o tutaj – wskazał miejsce koło jednej z linii płotu. Plac ziemi, piachu i żwiru, wilgotny jeszcze od nie wyschłej wody z ulew, w jednym miejscu ozdobiony plamami zaschniętej krwi wymieszanej z garścią brązowo-czarnych kurzych piór. Stała koło niego buda, do której przywiązana była lina, rozerwana jednak w pewnym miejscu. Bliższe oględziny wskazywały, że za pomocą zaostrzonego, choć nie idealnie narzędzia. Na podłożu dostrzec można było długie wąskie ślady, przypominające ślady pługu, tylko znacznie mniejsze.
– Kto najlepiej widział to stworzenie?
– No, chyba ja – odparł znany już wieśniak.
– Jak duże to było?
– No, psa porwało, jak skrzydłami ruszyło, to powiało i tam o, gdzie teraz te nowe paliki są, to rozwaliło. Dziurę zatkaliśmy, by kury nie pouciekały.
– A ktoś coś więcej może powiedzieć?
– No, chyba niezbyt. Inni to wybiegli jak już poleciało, to niezbyt
– Jastrząb – cichszy i delikatniejszy głos odezwał się zza ściany jednej z chat.
Była to drobna dziewczynka mająca nie więcej niż dziesięć lat. Śniade lekko falowane włosy opadały na ramiona jasnożółtej sukieneczki okrytej futrami.
– Lusia! Mówiłem, żeby panu łowcy nie przeszkadzać. Do domu!
– Stój – powiedział mocno Regis – ty to widziałaś?
– Trochę...
– Jakie było? Opowiedz.
– Psy zaczęły ujadać, to mnie obudziły. Okno mam na podwórze to wyjrzałam – opowiadała, widocznie jednak nie czuła się pewnie ani przy gościu, ani przy ojcu spoglądającym na nią poważnym wzrokiem.
– I co dalej? Kontynuuj – powiedział, znacznie jednak już łagodniej.
– Niewiele było widać, ale jak tatko i sąsiedzi światła popalili, to wśród kur to stało. Duży ptak, taki co to inne zjada. Bury bardzo na niego szczekał. Nagle zniknął i piesek tak strasznie pisnął, aż pod okno głowę schyliłam – dziewczynka widocznie posmutniała, starała się jednak opanować przed obcym.
– Nie maż się, tylko mów dalej łowcy.
– Spokojnie, nie ma co pośpieszać. Lubiłaś tego psa?
Pokiwała głową na znak potwierdzenia.
– I potem znowu wychyliłam – kontynuowała po głębokim oddechu – i tam siedział, ale głowa inaczej była zwrócona, po domach patrzył. Jak tatko wyszedł to już poleciał.
– Czemu nic nie mówiłaś innym?
– Próbowała... – nie dokończyła widząc spojrzenie ojca widocznie zdenerwowanego.
– Dzieci często mają wiele ciekawego do powiedzenia, warto ich słuchać – głos łowcy był poważny, a słowa kierowane do mieszkańca widocznie go speszyły, łamiąc ostry wzrok.
– Mości łowco – powiedział bez poprzedniej pewności siebie – co powiecie?
– Harpia.
– I jak? Zapolujecie?
– Przyjmuję zlecenie.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz