Jesień 1457
Elfka przechyliła głowę. Patrzyła nic nie rozumiejącym wzrokiem wprost na Lestata.
– Hę? Nic mi to nie mówi. Znaczy... – urwała i spuściła wzrok – możemy pana przygarnąć. Próbujemy odbudować Gildię...
Czyli jednak, pomyślał. To nie zbieg okoliczności. Naprawdę te dzieciaki myślą o Gildii Łowców na poważnie. Z tych strzępków informacji wynika jednak, że nie idzie im to najlepiej...
– Należałem niegdyś do Gildii Łowców, wiele lat temu. Być może mieliście okazję o mnie kiedyś usłyszeć... – zrobił krótką pauzę – Długo mnie nie było, to prawda... Prawdą jest również, że obecnie nic mnie nie trzyma w stronach, z których przybywam. Nie będę ukrywać też, że twoja obecność mnie zaskoczyła, zupełnie jak informacja o ponownym zaistnieniu Gildii Łowców. Darzę to miejsce, tę organizację... ogromnym sentymentem oraz szacunkiem. Chciałbym również oznajmić, iż mam ogromną wiedzę, mnóstwo doświadczenia, w tej dziedzinie. Przypuszczam, że liczę sobie więcej lat, niż wy wszyscy razem zebrani. Mógłbym zgłosić swoją kandydaturę jako Wielki Mistrz, o ile oczywiście zezwolicie na to. Mój jedyny warunek to... – ponownie zrobił krótką pauzę – żebyście brali pod uwagę moje sugestie i je egzekwowali. Dzięki mnie moglibyście bardzo szybko wrócić na... że tak powiem, właściwe tory. Czy możesz powiadomić o tym swoich przyjaciół? Poddać tę propozycję do obrad...?
– Ja... – zająknęła się elfka. Nerwowo wykręcała sobie palce. Nie spodziewała się takiego wyznania.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz