Zima 1456
Diego obudziło w środku nocy kłucie w gardle. Zerwał się z miejsca i zaczął kasłać. Czuł się, jakby coś go uwierało w tchawicę i na pewno nie była to ślina. Na szczęście kilka sekund siłowania się z własnym organizmem wystarczyło, by nieprzyjemne uczucie zniknęło.No ładnie... pewnie to spanie pod samą kurtką w roli kołdry odbiło się na jego zdrowiu. Od kilku dni kuglarz nie musiał już walczyć z Tingiem o okrycia, ale może w przeszłości coś przez to zamieszanie złapał.
Co się miało stać już się stało.
Lato 1457
Słońce chyliło się ku zachodowi. Ostatnie złociste promienie oświetlały jeszcze dachy budynków. Diego stanął jeszcze raz na rękach, potem na tylko jednej. Publika zamruczała z podziwem. Mężczyzna podskoczył z tej pozycji i wykonał salto, by powrócić do podobnego ułożenia ciała. Ostatni spektatorzy zaklaskali. W sakiewce kuglarza brzdęknęło kilka dodatkowych Ora.– Dziękuję wam bardzo. Jutro też tu wrócę – oznajmił Diego, stając już na dwóch nogach jak normalny człowiek. Po tych słowach, ukłonił się nisko, zdejmując z głowy czapkę. Wybrzmiały ponownie oklaski.
Nagle Diego poczuł ścisk w gardle. Zakrztusił się. Jednocześnie poczuł swego rodzaju mrowienie przechodzące od czubka głowy po stopy. To wszystko trwało jednak tylko kilka sekund. Po tym, samopoczucie kuglarza wróciło do normy. Diego zignorował więc to zjawisko, zebrał swoje rekwizyty, zarobione pieniądze i wybrał się do domu.
<Pedro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz