Jesień 1456
Obejrzał się przez ramię i zobaczył krzew pełen czerwonych kulek. Liście miały intensywny, jasnozielony kolor i gładkie krawędzie. Żurawina. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie i podszedł bliżej. Zerwał kilka i ułożył na dłoni. Ładne, dojrzałe owoce. Chwycił jeden w dwa palce i włożył do ust. Owoc rozprysnął się na języku. Były kwaśne, lecz soczyste. Idealne. Uśmiechnął się do siebie, a potem wyszedł zza krzaków.
Pył zdążył już opaść. Z nieruchomego goblina nadal wystawał pionowo wbity srebrny miecz. Mężczyzna wskoczył na wóz i ściągnął z niego kosz oraz szmatkę, którą zawsze układał na ramie oparcia fotela jeździeckiego. Przetarł miecz, a potem koła wozu. Przyklękując, pilnował aby jego własne ubranie nie uległo zanieczyszczeniu krwią. Na samym końcu rzucił szmatkę na ziemię i zakopał w piasku, tuż obok martwego goblina, którego ciało przesunął na bok dróżki.
Następnie popędził za krzaki razem z koszem, aby móc uzbierać jak najwięcej żurawiny w jak najkrótszym czasie. Rozpadały mu się w dłoniach i brudziły palce, ale nie zważał na to. Zależało mu tylko na tym, aby uzupełnić jego kolekcję pożywienia.
Kiedy uznał, że ma wystarczająco owoców, aby przyprawić jakiś posiłek i jednocześnie aby nie zdołały mu w ten czas spleśnieć, czym prędzej wrócił na wóz i pogonił Ialana. Rumak ruszył kłusem prosto przez las.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz