Zima 1457
Regis spędzał kolejny dzień, siedząc przed ciepłym domowym kominkiem, obserwując tańczące na kawałkach drewna płomienie. W ciągu ostatnich dni próbował dostać się do swojego składziku, przez jednak zbyt dużą warstwę śniegu, przeszywające zimno jak i kwestię, że łopatę miał właśnie zamkniętą, porzucił ten pomysł. Próbował udać się również do obozu łowców, z podobnych jednak powodów wyprawa została przerwana i przełożona na czas poprawy sytuacji.
Spędzając tak spokojnie czas, usłyszał uderzenie, dochodzące z górnego piętra. Zdziwiony uznał, że musiało mu się przesłyszeć przez zbyt długie siedzenie w zamknięciu. Nie minęła jednak chwila, a odgłos się powtórzył. Chcąc sprawdzić przyczynę, udał się na piętro. Trzeci raz wydarzył się, gdy łowca był na korytarzu. Dobiegało to zza okna pracowni. Na oknie znajdowały się widoczne ślady po udręczeniach po śniegu. Gdy otworzył okiennice, przeszyło go lodowaty powiew, a do wnętrza dostała się niewielka ilość śniegu.
– Mości łowco!!! – krzyk dobiegał od strony zaspy znajdującej się za łaźnią. Pochodził on od grubo ubranego mężczyzny, który wraz z niedużymi saniami stał i spoglądał w jego stronę. Myśliwy po głosie rozpoznał go. Chłop był tym samym, jaki tej jesieni zlecił mu polowanie na harpie.
– Witam, o co chodzi?! – odpowiedział mu gospodarz.
– Mości łowco, nie miały trochę jedzenia?
Regis zorientował się, o co chodzi. Trudne warunki musiały uszczuplić ich zapasy. Głód mógł być większym problemem niż zimno.
Łowca spuścił linę, po której przybysz wszedł do środka. Gdy ten ogrzewał się przy ciepłym kominku, myśliwy szykował część swoich zapasów. Po niedługim czasie sanie załadowane były prowiantem składającym się z wędzonego mięsa, kasz, słojów ze smarowidłami i tym podobnych.
Oboje wyszli, kierując się ku zabudowaniom. Po pewnym czasie dotarli do miejsca, gdzie jakiś czas temu stało kilka wiejskich domów, teraz rozciągał się tylko biały krajobraz. Mieszkaniec ukazał nagle wejście w śniegu, prowadzące przez przygotowaną dziurę w dachu do wnętrza budynku. Podobne zejścia prowadziły do każdego z budynków. Pomógł rozpakować towar, po czym znów wrócił do siebie. Odchodząc, dojrzał jeszcze niewielką postać wyłaniającą się z jednej z dziur, machającą na pożegnanie. Młoda dziewczynka, Lusia, którą poznał w trakcie polowania na wielkie ptaki, pokazywała wdzięczność za pomoc, tak wiele teraz znaczącą.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz