Jesień 1457
Języki ognia trawiły paliwo, podnosząc temperaturę. Podłużny kawał metalu nabierał coraz jaśniejszej barwy, przyjmując energię z wnętrza pieca. Gorąc kuźni był wyjątkowo wysoki, nawet jak na jej standardy. Metale, z których Astram wykonywał miecz, potrzebowały wyższej temperatury niż stal, z która zazwyczaj obcował, nie mówiąc już nawet o metalach kolorowych. Po pewnym czasie wyjął przyszłą głownię, i przy pomocy uderzeń potężnego młota, kolejny raz formował jej kształt. Gdy jej temperatura nazbyt opadła, znów znalazła się w komorze.
Czynności te powtarzał przez kilka godzin, aż zmęczenie wzięło górę. Odłożył ostrożnie element do powolnego przestygnięcia, by przez przypadek go nie zahartować i nie zniszczyć materiałów jak i naprawdę wielu godzin prac, ciągnących się od wielu dni. Siadł przy dużej ladzie, gdzie zazwyczaj dobijał interesów. Nastellion widząc zmianę w pracy właściciela, podniósł na chwilę łeb, po czym wrócił do odpoczywania i wylegiwania się w ciepłym spokojnym koncie. Spojrzał zmęczony na plany, zgodnie z którymi wykonywał zamówienie. Gdy je przyjmował, wiedział, że będzie ono ciężkie, teraz jest jednak w stanie nazwać je największym przedsięwzięciem swojej kariery. Zakładał, iż ten etap prac skończy za nie więcej niż dwie doby. Będzie wtedy mógł dać znać Regisowi o postępach i potrzebnym jego udziale w dalszej części. Miał jednak nadzieję, że niedługo sam się pojawi obejrzeć postępy prac. Nie musiałby dzięki temu nadmiernie obcować ze światem zewnętrznym, a przede wszystkim z ludźmi.
Tę chwilę rozmyślań przewał dźwięk otwieranych drzwi pracowni. Nadzieje kowala się spełniły. Łowca ubrany w ciemnoszary płaszcz zbliżył się do lady.
– Witaj Astramie. Jak idą prace?
Rzemieślnik bez słowa wskazał ręką na stygnący przedmiot
– Jeszcze dddo dwóch dni i będzidzie gotowe. – odparł speszonym głosem. Wymianę zdań prowadzili już wiele razy, zawsze jednak postać wprowadzała go w niepewność.
– Najcięższa część prawie na nami. Ciesze się. – Po tych słowach wyjął spod otulającego go materiału sakiewkę wypełniona drobnymi przedmiotami, po czym położył ja na stół. – Kolejna część zapłaty.
Kowal zajrzał do środka.
– Kamienie szlachetne? – spytał zdziwiony.
– Idą niepewne czasy, to lepszy środek płatniczy niż jakakolwiek waluta. Żegnaj Astramie. Do zobaczenia za dwa dni.
Po zakończeniu wypowiedzi sylwetka zniknęła za drzwiami.
Właściciel przybytku spojrzał na swojego psa, którego całe zajście w żadnym stopniu nie poruszyło.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz