Jesień 1457
Chłodne jesienne południe na rynku mijało bez zastrzeżeń. Handel odbywał się jak zwykle, w szumie rozmów klientów i wychwalających swe towary sprzedawców.
– Jeszcze trochę tej zielonej tkaniny. – powiedział Regis do znajomego handlarza.
– To tyle czy coś jeszcze ci podać?
– To chyba tyle. Dzięki.
– Jeszcze moment, mam coś, co może cię zainteresować. – Głos kupca zmienił ton. Łowca wiedział, że nie chodzi już o kwestie zwykłych zakupów.
– Wczoraj do miasta przybył handlarz z Birme. Oprócz swojego asortymentu przywiózł zlecenie, które może cię zainteresować. Jeszcze nie zostało powieszone, więc radzę się pośpieszyć.
– Gdzie go znajdę?
– Zatrzymał się w karczmie, tu na rynku.
– Dzięki za informacje. Powodzenia Bertramie. – w trakcie tych słów dorzucił do zapłaty za tkaniny kilka monet więcej, po czym ruszył w swoją stronę.
Dojście do celu nie zajęło mu długo. Po otwarciu drzwi jego oczom ukazała się mu duża sala z wieloma stołami, które przez dość wczesną porę nie były w pełni zajęte. Nie było to najgorsze miejsce, w jakim bywał, do miana porządnego zajazdu było mu jednak daleko. Krocząc środkiem pomieszczenia, rozglądał się za potencjalnym, przyszłym pracodawcą.
– Czego dziś szukamy? – Słowa padły nagle zza pleców łowcy. Wypowiedziała je młoda bestia łasica szybko i zwinnie przechodząca przed przybysza, trzymając jednocześnie tacę z opróżnionymi kuflami po jęczmiennym napoju. – Może miejsca na chwilę z ciemnym piwem?
– Nie tym razem. Podobno ktoś ma ciekawe zlecenie, którego jeszcze nie wystawił.
– Potwór ze szlaku. Tam, dwa stoliki dalej.
– Dziękuję Leokadio.
– Nie ma za co. Wróć jeszcze i dorzuć napiwek. – Zaśmiała się lekko, po czym równie szybko jak się pojawiła, zniknęła, zajmując się dalszą częścią swojej pracy.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz